Arlena Witt – dzielę się wiedzą i wciąż próbuję robić nowe rzeczy

25 lutego 2019

Arlena Witt od prawie czterech lat prowadzi kanał na YouTubie: „Po Cudzemu”. W podcaście opowiada o swoich zmianach, drodze i pomyśle na siebie. Na Stacji Zmiana poszukujemy źródła sukcesu Arleny, analizujemy jej charakter i kształt. Rozmawiamy o życiu, motywacji i wyborach. Odkrywamy pełną humoru, pracowitą, zintegrowaną i mądrą kobietę. Arlena ma czym się pochwalić, jej książka pt.: „Grama to nie drama” sprzedała się w pięćdziesięciu tysiącach egzemplarzy, a kanał na YouTube ma ponad czterysta tysięcy subskrybentów. Mówi, że jeśli ktoś powiedziałby jej pięć lat temu, że tak będzie wyglądało jej życie, to by nie uwierzyła. Posłuchajcie tej rozmowy, bo jest świetna, jak sama Arlena Witt.

A refleksjami możecie podzielić się ze mną: Kasia(at)stacjazmiana.pl

Książka Arleny Witt „Grama to nie drama” – nauka angielskiej gramatyki: „Grama to nie drama”

Kanał Areny Witt na YouTube: Po Cudzemu

Arlena bardzo lubi Twittera, więc tam można ją tam znaleźć i śledzić: @wittamina

Jest, również aktywna na instagramie i opowiada ciekawe historie, ale również podaje słówko dnia i opowiada o swoich przygodach: @wittamina

Jeśli chcesz jeszcze lepiej poznać Arlenę Witt, polecamy drugi wywiad z nią: https://bit.ly/2SZFJii

Chwilę rozmawiamy też o depresji, więc przypominamy nasz podcast: https://bit.ly/2H0P8PF

Mówimy o tym, by nie narzekać i o tym, żeby przestać kłamać: https://bit.ly/2BSq2io

Kilka ciekawych myśli z rozmowy:

Nic co jest wartościowe nie przychodzi łatwo;

Jak ma się dobrego nauczyciela z jakiegoś przedmiotu, to wszystko staje się interesujące i łatwe;

Uważam, że nie należy robić planów, szczególnie w świecie, który tak się szybko zmienia, ale należy mieć oczy i uszy szeroko otwarte i nie bać się próbować;

Nie kieruję się tym, co się ludziom podoba, tylko czy kręci to mnie. Tworzę treści, jakie sama chciałabym konsumować;

W życiu są ważniejsze sprawy niż przejmowanie się komentarzami w internecie;

Nie zauważam w swoim życiu czegoś takiego jak porażki. Jestem naukowcem i robię eksperymenty. Raz mi się uda, a raz mi się nie uda;

Uważam, że jeśli rozpoczynamy dany projekt, warto spędzić 80% czasu na myśleniu, po to by poświęcić 20% czasu na pracę nad tym projektem;

Nie narzekajmy. Narzekanie, to palenie papierosów w miejscu publicznym. Trujesz siebie i innych;

Bądźcie dla siebie mili, bo warto ludziom mówić miłe rzeczy!

Jak możesz słuchać podcastu?

Możesz słuchać na tym blogu.

Ale możesz też słuchać nas na dowolnym odtwarzaczu mp3. Plik powinieneś pobrać z tego bloga, a następnie wgrać go na swój odtwarzacz.

Z wygody polecamy ostatni sposób, czyli słuchanie podcastów na swoim smartfonie. Robimy podobnie i jesteśmy zadowoleni, ponieważ ulubione podcasty można mieć ze sobą, by słuchać je w każdym miejscu i dowolnym czasie.

Śledź podcast Stacja zmiana na: iTunes | Android | SoundCloud | Twitter | Overcast |  RSS

Prosimy, oceń nasz podcast

Jeżeli zechcesz nam w jakiś sposób podziękować za naszą pracę, najlepszym sposobem, będzie pozostawienie opinii w iTunes.

Dzięki temu, że to zrobisz, podcast Stacja Zmiana będzie widoczny i ułatwi nam docieranie do słuchaczy.

Możesz to zrobić klikając na linka poniżej:

-> Link do podcastu w iTunes

Transkrypcja:

Katarzyna Michałowska: Dzień dobry. Witam was na Stacji Zmiana. Jest to podcast o tym, że coś się kończy, a coś się zaczyna, a na pewno się zmienia. Wita was Katarzyna Michałowska.

Niedawno wyruszyliśmy z Tomkiem do Warszawy. Odwiedziliśmy Arlenę Witt. Znamy ją już od kilku lat. Poznaliśmy się przez Twittera, bo Arlena Witt jest fanką Twittera. Ona również założyła społeczność 3miastotweetup, którą ja dalej prowadzę przez wiele lat, odkąd Arlena wyjechała do Warszawy.

Arlena jest niesamowitą osobą. Prowadzi swój kanał na YouTube’ie “Po cudzemu”, uczy angielskiego z pasją. 

I staraliśmy się z Tomkiem porozmawiać z nią na temat jej sukcesu, na temat jej drogi życiowej i tak naprawdę przyświecał nam cel, żeby rozeznać się w tym, gdzie tkwi źródło sukcesu Arleny, bo zazwyczaj, jak coś robi, ma to dobrą jakość, dobrze to wygląda. Można powiedzieć, że zamienia coś w złoto. Tak się śmialiśmy z Tomkiem.

Na pewno Arlena jest utalentowaną osobą i ma wiele darów, talentów, też umiejętności, dobre wykształcenie, ale z drugiej strony, kiedy z nią rozmawialiśmy, widzieliśmy też, że ona jest, po prostu, pracowita. Ma swoją wytrwałość, ma swój upór, robi różne rzeczy przemyślanie i robi je konsekwentnie.

Takim wnioskiem z tej rozmowy jest to, że może być tak, że czasami coś tak przychodzi od tak, pyk i już to się dzieje. Arlena w swojej rozmowie mówi taką fajną myśl, że, jeżeli chcemy mieć coś wartościowego, zazwyczaj nie przychodzi nam łatwo, bo, jeżeli ma to wartość, to znaczy, że nie przyszło to łatwo. To są bliskie relacje, to jest coś cennego, co robimy, może nasza praca, czy rozwijane umiejętności lub talenty.

Sympatyczna rozmowa. Dużo, dużo ciekawych myśli i takich też pomysłów Arleny. Arlena dzieli się też swoim podejściem do życia, swoim podejściem do pracy. I tak, jak zauważyliście, na Stacji Zmiana zapraszamy naprawdę przeróżnych ludzi, dlatego że sami my jesteśmy różni i niekoniecznie jest tak, że jakiś pomysł na radzenie sobie z jakimiś problemami, czy trudnościami, będzie pasował do nas. Ale w jakiś sposób, po pierwsze, możemy zostać zainspirowani, a po drugie, możemy zrozumieć innych ludzi, którzy są wokół nas, a po trzecie może moglibyśmy spróbować jakoś inaczej podejść do rzeczy, które robimy na co dzień. 

Więc wydaje mi się, że ta rozmowa jest pełna inspiracji i pomysłów i różnego spojrzenia też na różne sprawy. Arlena jest naprawdę mądrą kobietą. Z przyjemnością z nią rozmawiałam i słuchałam jej różnych przemyśleń, spostrzeżeń i rad.

Zapraszam was do wysłuchania tej rozmowy i myślę, że sami będziecie zainspirowani i poruszeni.

Jeżeli ta rozmowa was zaciekawi, to oczywiście polecam, żebyście ją podali dalej. Możecie też napisać do mnie. Chętnie przeczytam wasze myśli, czy to was w jakiś sposób zainspirowało, poruszyło, czy macie podobnie jak Arlena, czy też w swoim życiu podobną drogę przeszliście, więc polecam. Chętnie zawsze pokorespondowuję. Mój email to: kasia@stacjazmiana.pl

Zapraszam do rozmowy.

Katarzyna Michałowska: Dzień dobry. Witamy was na Stacji Zmiana.

Wita was Katarzyna Michałowska…

Tomasz Nadolny: I Tomek Nadolny.

Katarzyna Michałowska: Dzisiaj specjalny gość, jak zwykle interesujący na naszej Stacji Zmiana.

Zaprosiliśmy… Może powiesz, jak się nazywasz.

Arlena Witt: Mogę powiedzieć, jak się nazywam…

Tomasz Nadolny: Surprise.

Nazywam się Arlena Witt. Dzień dobry. I bardzo dziękuję za zaproszenie.

Katarzyna Michałowska: Dzień dobry.

Arlena, super by było, gdybyś mogła opowiedzieć coś o sobie, przedstawić się naszym słuchaczom. Wielu ludzi zna ciebie.

Arlena Witt: Ja nigdy nie zakładam, że ktoś, kto się ze mną styka, wie, kim jestem, więc uważam, że uprzejmie jest się przedstawić, więc zrobię to. Pokażę wam od razu, jaka jestem uprzejma.

Aktualnie jestem YouTuberką. Prowadzę na YouTube’ie kanał, który się nazywa tak jak ja czyli “Arlena Witt”, a cykl filmów, który tam jest, ma tytuł “Po cudzemu” i ja na tych filmach uczę, jak lepiej mówić po angielsku. I staram się to robić tak, jak sama chciałabym, aby mnie uczono, więc tak trochę z przymrużeniem oka, lekko i z humorem i żeby nie było, że ja się tam wymądrzam, to, o czym opowiadam, ilustruję wstawkami z filmów, seriali i piosenek, i wtedy ci, którzy te moje odcinki oglądają, mają wrażenie, że ta wiedza sama im wchodzi do głowy. Taka magia.

Katarzyna Michałowska: Dlaczego my w ogóle pomyśleliśmy, żeby porozmawiać z Arleną na naszej Stacji Zmiana?

Tomasz Nadolny: Lubimy ją.

Katarzyna Michałowska: Oczywiście poza tym, że bardzo ją lubimy i w ogóle ach, to tak sobie myślę, że to nie jest tak, że nagle w życiu nie spotykamy kogoś, tak jak ciebie, gdzieś odnajdziemy w internetach i zobaczymy, że jesteś kobietą sukcesu. Po prostu masz tylu tam subskrybentów, tyle oglądających. Jesteś bardzo szanowana i przez nauczycieli, przez uczniów i myślę, że naprawdę robisz jeden z najlepszych tego rodzaju kanałów w Polsce. Jestem o tym przekonana.

Ale to nie jest tak, że to od razu tak przychodzi. To nie jest chyba tak, że to tak nagle spłynęło, po prostu wchodzisz, bach, ciach, mach i tak jest. A wydaje mi się, że tak ludzie myślą, że czasami myślą tak, że to po prostu nagle tworzą jakąś szafę i tam znajdą nowego siebie i ten nowy ktoś będzie…

Arlena Witt: Albo złote jajko jakieś tam.

Katarzyna Michałowska: Na przykład.

Arlena Witt: Nic nie przychodzi łatwo. Nic, co jest warte czegokolwiek w życiu, nie może być łatwe, bo nie byłoby warte.

Moja przygoda z YouTubem zaczęła się ponad trzy lata temu. Wtedy opublikowałam pierwsze filmy. Ale to nie była moja pierwsza działalność w internecie. Ja za swoją pierwszą działalność w internecie uważam założenie konta na Twitterze. Wtedy to się stało troszeczkę przypadkiem, bo byłam wtedy freelancerem, szukałam różnych zleceń typu tłumaczenia, copywriting, korekta tekstu i tak dalej. Przez przypadek natrafiłam na taką podstronę na Twitterze, ponieważ Twitter wtedy jeszcze nie miał polskiej wersji, jeszcze wtedy cały serwis był po angielsku, no i oni właśnie tam pisali, że szukają tłumaczy. Ja wiedziałam, że to nie jest żadna praca płatna ani żadne zlecenie, ale pomyślałam sobie “Ej, to fajne”, bo wiedziałam już, czym Twitter jest, z tym że nie byłam tam aktywna, nie miałam tam konta, ale pomyślałam sobie, że fajna taka praktyka.

Więc, żeby zostać tłumaczem w tym ich systemie, trzeba było założyć konto. No to dobra, trudno, to założę. I zaczęłam po prostu tłumaczyć te wszystkie frazy po kolei, a potem, jak już weszłam w tego Twittera i zobaczyłam, na czym to polega, wtedy było ograniczenie do 140 znaków jeszcze, no to ja jako miłośnik języka, pomyślałam sobie, że to jest fantastyczne wyzwanie. Ułożyć swoje myśli, zmieścić je w 140 znakach i wtedy pomyślałam sobie: “Co?! Ja nie dam rady?! Potrzymaj mi piwo. Oczywiście, że zmieszczę się w 140 znakach”.

Zaczęłam traktować każdy tweet jako taką grę, zabawę, żeby faktycznie powiedzieć coś i wcale niekoniecznie wykorzystać wszystkie 140 znaków, bo równie dobrze można tylko jedno słowo napisać. Ale, jak zaczęłam tweetować, pomyślałam sobie: “Ja kiedyś będę w tym bardzo dobra”, tylko trzeba ćwiczyć.

Katarzyna Michałowska: Moim zdaniem jesteś dobra w takich krótkich formach.

Chciałam cię zapytać o to właśnie, czy zawsze byłaś dobra z polskiego?

Arlena Witt: Ja zawsze lubiłam język polski. To był jeden z moich ulubionych przedmiotów w szkole. Miałam fantastycznych nauczycieli z języka polskiego. Myślę, że to był chyba główny czynnik, bo, jak się ma fajnego nauczyciela z jakiegoś przedmiotu, to się nagle ten przedmiot lubi, staje się on łatwy. Takie czary.

Ale ja zawsze lubiłam język. Lubiłam zabawy słowne. Mój tato też lubi takie gry słowne, żarty tego typu. A poza tym u mnie w domu jednak przykładało się wagę do języka w takim sensie, że, jak na przykład uczyliśmy się z moim bratem mówić, rodzice zwracali nam uwagę, żeby mówić wyraźnie, żeby poprawnie wymawiać wszystkie głoski. Byłam niedawno na spotkaniu autorskim Doroty Zawadzkiej czyli Superniani, która odwiedza przedszkola, szkoły i ona mówi, że w tej chwili w przedszkolach wszystkie dzieci co do jednego potrzebują pomocy logopedy, a na to się w ogóle nie zwraca uwagi, że one nie mówią poprawnie. Tak jakby zaniedbywane jest to, żeby one mówiły jak należy. I to wcale nie chodzi o to, żeby popadać w jakąś przesadę, ja nigdy nie chciałam być spikerem w radiu, czy dziennikarzem, ale to po prostu chodzi o dbałość, komunikację, bo, jeżeli ja mówię wyraźnie, ja pomagam osobie, która mnie słucha mnie zrozumieć. Pamiętam jak mój tato szczególnie bardzo nas z moim bratem ćwiczył wymawiania poszczególnych głosek. Mój brat miał długi czas problem z wymawianiem “r”. On mu pomagał. Wynajdował takie słowa, w których to “r” byłoby łatwiej wymówić. Na początku udawało mu się wymówić tylko po “t”, więc mówił “traktor”, “trawa”, albo “trąbka”. Ale “rower” już nie umiał powiedzieć, mówił “lowel”. 

Więc to mi zawsze było bliskie. Ja uwielbiam język, bo język to jest taki system, który niby ma swoje zasady, ale jednocześnie można w nim mieć bardzo dużo swobody. Jedna rzecz może znaczyć kilka różnych pojęć. Dla mnie to jest takie płótno, na którym można różne rzeczy namalować. Ponieważ język jest podstawą komunikacji, a ja uważam, że komunikacja w życiu to jest najważniejsza rzecz, jeśli chodzi o budowanie relacji, o związki, o znajdowanie przyjaciół, o rozwiązywanie konfliktów, więc to mi się wszystko tak fajnie układa.

Tomasz Nadolny: A wiesz, co jest cechą charakterystyczną twojego tweetowania, bo akurat ja ciebie znam najdłużej przez Twittera. Przychodziłem nawet na tweetupy przez ciebie organizowane. Nie wiem, czy pamiętasz. To już było dawno temu…

Arlena Witt: Sześć lat temu.

Tomasz Nadolny: … gdzieś nad morzem. W każdym razie zwięzłość. Cecha twoich tweetów to jest zwięzłość. Nie chcę tutaj kadzić, ale ja na przykład wiem, że grecki ideał mądrości to był taki wypisany na tej świątyni, na której było to hasło “Poznaj samego siebie” Sokratesa i ono było w dwóch słowach, po grecku, dwa słowa i tam dwieście takich inskrypcji, wszystkie miały tylko dwa słowa, a każde z nich miało taką głębię. I to się uważało, że powiedzieć coś w dwóch słowach, powiedzieć wszystko, to było uważane za szczyt mądrości. 

Nie uważam, że twoje tweety to szczyt mądrości, tyle że cechuje je to, że ty wciąż jeszcze masz trochę miejsca w tych 140 znakach, a twoje tweety nie sposób nie czytać, bo, jak się już pokazują, zawsze mają tak dużo tych podbić, że one się tam trzy dni pokazują.

Więc wydaje mi się, że to jest cecha twojej komunikacji. Krótkie. Komunikaty. Konkretne.

Arlena Witt: Tak, bo ja lubię konkrety. Lubię, jak ktoś nie marnuje mojego czasu. Ja lubię też nie marnować cudzego czasu. Więc, jeżeli ja od razu, konkretnie powiem, o co mi chodzi, sprawa załatwiona. Możemy przejść dalej.

Czas to jest najbardziej cenna waluta, jaką mamy w życiu. Ludzie często o tym zapominają.

Poza tym Twitter to jest bardzo dobre ćwiczenie, jeżeli chodzi o wyrobienie w sobie takiej umiejętności do wyrażania się zwięźle. Mnie to potem bardzo pomogło, kiedy pisałam blog. Wiadomo, miałam już więcej niż 140 znaków do dyspozycji, ale starałam się, żeby moje teksty nie były przegadane, żeby ktoś, kto je przeczytał, miał takie poczucie: żadne słowo tutaj nie jest zbędne. Ja każdemu blogerowi i youtuberowi bardzo polecam korzystanie z Twittera, czy z takich krótkich form wideo, jak teraz są na instastory na Instagramie, żeby ćwiczyć to, żeby w krótki sposób wyrazić to, co się chce wyrazić.

Katarzyna Michałowska: Chciałabym przejść teraz do takiego tematu takiej twojej ścieżki kariery, bo to może być inspirujące dla naszych słuchaczy, zwłaszcza że zasiadamy na tej Stacji Zmiana i zastanawiamy się, jaki następny krok poczynić. Wiem też, że masz za sobą przeszłość korporacyjną. Jak wyglądała twoja kariera zaraz po studiach?

Arlena Witt: Ja zaczęłam pracować jako nauczyciel w szkole językowej jeszcze na studiach. Ponieważ ja razem z maturą podchodziłam do egzaminu Proficiency, który jest uważany za najwyższy poziom znajomości języka na poziomie takim ogólnym. Wcześniej udzielałam korepetycji, ale już po pierwszym roku, kiedy miałam za sobą te pierwsze semestry nauki takich przedmiotów jak pedagogika, metodyka, więc powiedzmy, że liznęłam, co to znaczy być nauczycielem, szefowa szkoły językowej, w której wcześniej się uczyłam, postanowiła dać mi taką szansę i zatrudniła mnie jako nauczyciela. Więc, kiedy skończyłam studia, po prostu kontynuowałam tę pracę. Wtedy też mogłam już poświęcić jej trochę więcej czasu, bo już nie musiałam tracić czasu na studia.

Natomiast po siedmiu latach takiej pracy, poczułam się bardzo zmęczona nauczaniem, dlatego że ja zawsze byłam bardzo zaangażowanym nauczycielem i moja szefowa to wiedziała, więc wiedziała, że, jeżeli są takie grupy do nauki w tej szkole, których nikt inny nie chce uczyć, to ona wtedy mnie te grupy przypisywała. Często było tak, że ja uczyłam pięć różnych grup w danym roku szkolnym i każda z nich była na innym poziomie, więc de facto musiałam się przygotowywać z pięciu różnych podręczników, pisać testy z pięciu różnych materiałów. Ja zawsze miałam najwięcej pracy, miałam wrażenie, a ponieważ jeszcze zależało mi na tym, żeby te zajęcia były poprowadzone porządnie, robiłam jakieś swoje ćwiczenia. Inni nauczyciele nie lubili mnie, bo ja robiłam rzeczy, których oni nie chcieli robić. To wcale nie znaczy, że oni musieli je robić, tylko po prostu, jak szefowa widziała: “Aha, Arlena je robi, a jakaś tam Gosia nie robi. No co to ta Gosia?!”, więc Gosia już by nie robiła, wiadomo.

Ja po siedmiu latach takiej pracy pomyślałam sobie, że fajnie by było przez jakiś czas przynajmniej mieć taką pracę, w której wracam do domu i nie muszę pracować w domu i mogę sobie nawet włączyć telewizor i choćbym miała gapić się w telewizor do rana, to rano jedyne, co muszę zrobić, to uprasować sobie ubranie i to jest moje całe przygotowanie do pracy. Akurat tak się też złożyło, że poznałam wtedy faceta, no i ten facet właśnie mieszkał w innym mieście, więc ja mówię: “Kurczę, może to jest taki dobry moment, żeby coś zmienić” i to była taka pierwsza zmiana w moim życiu, że nie dość, że się wyprowadziłam ze Śląska, co kiedyś mi się wydawało, że ja zawsze będę mieszkać na Śląsku: “Tu wszystko jest. Cóż ja potrzebuję innego?!”. No a on mieszkał w Gdańsku. No to ja mówię: “Dobra, to się przeprowadzę, ale dopiero jak znajdę pracę” i znalazłam tę pracę w trzy dni, więc nie musiałam długo czekać. I to właśnie była praca w korporacji. Pracowałam jako asystentka wiceprezesa zarządu, więc była to praca zupełnie inna niż do tej pory nauczanie. Ale dla mnie było to bardzo ekscytujące, bo ja zawsze taką pracę biurową też lubiłam. W pracy nauczyciela też są takie elementy, że masz papiery, że masz tabelki, że masz segregatory.

Ja w ogóle uwielbiam sklepy z artykułami biurowymi. Ja bym mogła w nich siedzieć i wąchać te wszystkie papiery cały dzień. 

Więc dla mnie to była fajna zabawa też na samym początku. I przepracowałam w tej firmie pięć lat, więc długo. Nie spodziewałam się, że aż tak długo będę tam pracować. 

Ale później, akurat nastąpił kryzys, tak się zdarzyło i ta firma zaczęła zwalniać dosyć duże liczby pracowników, więc ja byłam po prostu jedną z tych osób, którą się pożegnała. 

Ale to już był ten moment, kiedy ja się już przeniosłam z tego stanowiska asystenki do działu marketingu i tam więcej pracowałam z językiem, bo pomagałam trochę copywritersko, trochę robiłam tam jakiś drobnych korekt tekstów. 

I pamiętam, że zdarzało mi się znaleźć jakiś materiał, który już miał iść do druku, w zasadzie już był gotowy, a ja zauważyłam, że jest tam jakaś literówka i moje koleżanki mówią: “Jak to jest możliwe, że ty tutaj znalazłaś jakiś błąd, skoro my to już wysyłaliśmy do korektora?”

Ja mówię: “No to ja nie wiem, do jakiego korektora wy to wysyłaliście, ale chyba on to powinien zauważyć”.

I kilka razy mi się zdarzyło zauważyć coś jeszcze po korektorze i któraś z dziewczyn mówi: “Ale Arlena przecież ty takim korektorem mogłabyś być”.

Ja mówię: “Ale jak to? Przecież ja nie ma ani studiów w tym kierunku skończonych, ani nic”

“Ale masz oko. Widzisz to. Znasz zasady poprawnej polszczyzny. Zauważasz, że jest podwójna spacja. Cóż więcej potrzeba do tego zawodu?!”

No i wtedy akurat tak się złożyło, że, kiedy straciłam tę pracę, pomyślałam, że może nie będę na razie szukać pracy w kolejnej firmie, tylko założę swoją działalność i zobaczę, czy udaje mi się znaleźć zlecenia w tym kierunku.

No i to było siedem lat temu i od tamtej pory nie szukałam nowej pracy.

Tomasz Nadolny: To jest trochę tak, że sugerujesz, że to tak samo, że to tak kaskadowo trochę. Po prostu życie. Na którymś etapie życia pojawia się człowiek, pojawia się miasto, pojawia się praca. Po prostu patrzysz, rozglądasz się dookoła na różne okazje, jakie się pojawiają i chwytasz…

Arlena Witt: Tak. No bo…

Tomasz Nadolny: Nie robisz żadnego planu, przemyślania.

Arlena Witt: Nie, nie. Nie robię planu, bo mnie już życie tyle razy zaskoczyło, że, gdyby ktoś mi powiedział pięć lat temu, że ja dzisiaj będę prowadzić kanał na YouTube’ie, który będzie miał prawie czterysta tysięcy subskrybcji, że ja napiszę książkę, która się sprzeda w pięćdziesięciu tysiącach egzemplarzy, że będę mogła leżeć i pachnieć a hajs z YouTube’a będzie się zgadzał, oczywiście, że tak nie jest, ja bym nie uwierzyła.

Więc ja uważam, że nie należy robić planów. Szczególnie w dzisiejszym świecie, który się tak szybko zmienia, bo jest bardzo mała szansa, że te plany zrealizują się dokładnie w takiej postaci, w jakiej zostały napisane. Ja bym wtedy miała tylko takie poczucie: “Aha, no nie udało mi się zrealizować tego planu, bo jest jakoś inaczej”.

Więc ja raczej mam takie podejście, że należy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, niczego się nie bać spróbować, bo nigdy nie wiadomo, czy ta rzecz, którą spróbujesz, albo ta osoba, z którą porozmawiasz, albo ten tekst, który gdzieś przeczytasz, nie zainspiruje cię do czegoś, co może zmienić twoje życie na lepsze.

Tomasz Nadolny: Fajnie, że mówisz słowo “spróbować”, bo mi właśnie przychodzi takie pytanie do głowy wtedy: no dobra, skoro ktoś tak raczej maca, tak rozgląda się czujnie i po prostu adaptuje się do rzeczywistości, to kiedy wiem, że na przykład to, co spróbował, to nie jest to, kiedy przestać już?… Przecież na przykład twój kanał na YouTube’ie on właściwie od początku był sukcesem, ale jednak trzeba było trochę poczekać, żeby był gigantycznym sukcesem. Żeby napisać książkę, trochę musiałaś przysiąść i po prostu zacząć ją pisać, robić, zbierać materiały, przemyśleć to sobie. Być może ludzie myślą, że ty sobie siedzisz przed telewizorem, oglądasz seriale i w tym momencie ci wpadają pomysły na kolejne odcinki…

Arlena Witt: Czasem tak jest.

Tomasz Nadolny: Czasem tak jest, ale to chyba nie do końca tak powstają odcinki, chyba jednak trochę więcej pracy przy tym wykonujesz…

Arlena Witt: Tak, one nie powstają same.

Tomasz Nadolny: Właśnie i wiesz, kiedy nie ma się tego do przodu, takiej wizji tego, co ja bym chciała, do czego ja zmierzam, to mam wrażenie, że strasznie łatwo zrezygnować z tego, jak spróbujesz. “A, tu spróbuję, tam spróbuję, tu powącham”. 

Lata mijają, a oni ciągle coś próbują, tu coś porobią i wciąż nie do końca wiedzą, o co chodzi w życiu i mają takie poczucie, że nie robią tego, co powinni, nie są zadowoleni.

Jak ty podeszłaś do tego? Jak ty rozwiązałaś ten problem, że na przykład wiesz?… bo to nie jest możliwe, że ci się wszystko udaje. Raczej tak nie jest. No właśnie, kiedy przestać? Kiedy wiedzieć, że ta próba jest nieudana, a kiedy to zaczęło żreć?

Arlena Witt: No właśnie ja nie kieruję się tym, czy coś żre w takim sensie, że czy ludziom się podoba, tylko czy mnie to kręci.

Jeżeli mnie to kręci, ja wkładam w to serce i robię to z przyjemnością i nie mam w ogóle poczucia, że pracuję, tylko po prostu robię to, co lubię, znajdą się tacy ludzie jak ja, którym też się będzie to podobać, których to będzie interesować i mnie jest wszystko jedno, czy tych osób się znajdzie dziesięć, czy sto, czy dwieście, czy tysiąc, czy sto tysięcy. 

Bo moim celem nie jest bycie popularnym ani bogatym, ani rozpoznawalnym na ulicy. Tylko moim celem jest to, żeby to, co robię, trafiało do osób, którym to jest potrzebne. Obojętnie ile tych osób jest.

I jeżeli robisz coś, co tobie daje radość, co po prostu kochasz, no to się po prostu czuje. Tak samo jak jesteś z drugim człowiekiem, wiesz, czy go kochasz, czy nie.

Tomasz Nadolny: Czyli byłabyś youtuberem, gdybym było tylko sto osób, którym to pomaga?

Arlena Witt: Tak. Znaczy ja zdaję sobie sprawę, że język angielski to jest temat, który interesuje więcej osób niż na przykład alpaki. 

Kiedyś miałam taką prezentację, kiedy opowiadałam o tej swojej historii, przygodzie z YouTubem i podszedł do mnie chłopak z pytaniem: jak ja to zrobiłam, że ten mój kanał jest taki popularny, bo on też prowadzi kanał i właśnie nie umie go rozkręcić, ciągle ma z tym problem?

A ja mówię: “No dobrze, ale o czym jest ten twój kanał?”

A on mówi: “No o alpakach”.

Więc ja mu powiedziałam, że alpaki to jest dosyć niszowy temat i po prostu trzeba się z tym pogodzić, że on nie będzie taki popularny jak najbardziej popularny kanał w Polsce, ale to też jest kwestia tego, jak o tych alpakach się opowiada. Bo ja myślę, że akurat o alpakach można zrobić bardzo fajny taki rozrywkowy a jednocześnie edukacyjny też kanał. Myślę, że można te alpaki ponazywać, “Zobaczcie, co dzisiaj Krystyna wymyśliła” i można to potraktować jak taki serial wręcz.

Tomasz Nadolny: Można sprawić, że to będzie najpopularniejsze zwierzę gospodarskie w Polsce…

Arlena Witt: Oczywiście, że tak.

Tomasz Nadolny:… za kilka lat.

Arlena Witt: Tak myślę. Myślę, że po prostu nie miał pomysłu na ten kanał i to z tego wynikało.

Katarzyna Michałowska: Każdy te zmiany robi tak, jaki ma kształt, bo nie można powiedzieć, że twoja metoda jest najlepsza dla każdego…

Arlena Witt: Tak.

Katarzyna Michałowska: … ale wydaje mi się, że na pewno można cię jakoś tak scharakteryzować, że ty faktycznie odpowiadasz na to pytanie: Jak?, bo ty się zastanawiasz: jak. Ta forma, czy te tweety, czy na Vime’ie twoje filmiki, one zawsze musiały mieć dobrą jakość. To, że są ładne, że te ujęcia są fajne, że to przemyślałaś. Myślę sobie: “Ojejka, Arlena pomyślała o tym, jak to zrobić”, bo niektórzy ludzie skupiają się na celu. Chcą być proaktywni: cel, cel, albo inni: wizja, wizja. A mnie się wydaje, że ty więcej pomyślisz o tym, jaką formę obrać. Nawet jak mówisz o tych alpakach: a może tak to zrobić, a może siak.

To jest naprawdę mega wartość dodana w tych materiałach.

Tomasz Nadolny: Ciekawe właśnie, czy dużo razy przymierzasz ten filmik zanim go zrobisz “Publikuj”…

Katarzyna Michałowska: Już ona wie, co tam trzeba zrobić.

Tomasz Nadolny: … czy jak piszesz twitterową wypowiedź?

Arlena Witt: Ja się kieruję dwiema rzeczami, kiedy tworzę cokolwiek w internecie. Czy to jest tweet, czy to jest post na fejsie, czy to jest film na YouTube’ie.

Jedna rzecz to jest: ja się stawiam zawsze w pozycji odbiorcy. Ja zawsze myślę sobie, jak zrozumie to albo jak to może odebrać osoba, która o mnie nic nie wie, która mnie nie zna, która mnie widzi po raz pierwszy, czy to będzie zrozumiałe. I mnie się wydaje, że między innymi dlatego opowiadam o języku angielskim takim prostym językiem, bo prosty język ma największą siłę dotarcia, czy ktoś to faktycznie skuma i będzie wiedział, o czym ja mówię. Ja nie muszę wcale używać trudnej terminologii, żeby opowiadać o rzeczach, które faktycznie są trudne. Niektórzy nauczyciele mi nawet to zarzucają, że ja to tak upraszczam. A ja mówię: “No, ale nie ma potrzeby tego komplikować”.

 Jeżeli ktoś chce posłuchać sobie trudnych terminów, to idzie na studia filologiczne. A ja nie mówię do studentów filologii. Oglądają mnie też studenci filologii, ale oni nie są moim celem.

A drugi taki czynnik, o którym ja myślę, to jest, czy to, co ja pokazuję światu, czy to, co ja publikuję, to czy ja sama jako odbiorca bym lajkowała, subskrybowała. 

Ja jako internauta mam dosyć wysokie wymagania jeżeli chodzi o jakość, jeżeli chodzi o to ile czasu chcę poświęcić na daną treść, więc ja staram się, a propos tweetów właśnie, pisać takie tweety, które ja sama im bym dała lajka.

Może dlatego właśnie kiedyś nawet na jakieś prezentacji, chyba na konferencji “I love marketing” występował Jacek Kotarbiński i pokazał trzy takie case’y, jak to się mówi w marketingu, czyli trzy osoby w internecie i ich różne działania. Właśnie wymienił mnie, wymienił Michała Sadowskiego i Michała Szafrańskiego. Na jednym ze slajdów pokazał zaangażowanie naszej trójki, które uzyskujemy od swoich odbiorców. Był to taki wykres kołowy, gdzie ta moja część zajęła ¾ całości, bo ja, jak już coś wrzucam, staram się, żeby to nie było coś takiego właśnie na czym ludzie albo nie zawieszą oka, albo im to w ogóle przeleci, albo jest to, jak to się umówi, “attention whoring”, czyli na przykład napisanie tweeta o treści: “Mam już tego dość! Co za dzień!”. To nic nikomu nie mówi, to jest tylko po to, żeby ludzie właśnie pytali: “Ale co się stało? Dlaczego?”, jakiś dramat. To jest jakby szukanie tej atencji, tej uwagi.

A ja, jak już mam coś pisać, niech to będzie coś, na czym ktoś w jakiś sposób skorzysta. Obojętnie, czy się zaśmieje, bo to go rozśmieszy, czy może skłoni do jakiejś refleksji, czy może się czegoś dowie, czego nie wiedział wcześniej, może się zastanowi nad czymś w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie myślał.

Ja bym chciała, żeby cały internet tak wyglądał, więc ja tworzę takie treści, jakie sama chciałabym konsumować. To jest chyba bardzo proste. Rób drugiemu co tobie miłe.

Katarzyna Michałowska: Dajesz mi prezent w sensie takim, że ta wartość dodana jest tak przemyślana. Nie potrzebujesz ode mnie uwagi, tylko po prostu dajesz mi prezent. A ja z powodu tego, że dostałam ten prezent, to z wdzięcznością to subskrybuję, lajkuję, wiesz, wszystko zrobię.

Arlena Witt: Tak, myślę, że to jest bliskie temu, co mną kieruje na co dzień. Bo ja wychodzę z założenia, że, jeżeli ja coś mam, co ma dla mnie jakąś wartość, mogę się tym podzielić i ja się dzielę wiedzą.

I czasami, kiedy patrzy się na ten firmament YouTube’a, tylko w Polsce, nie mówię już, że na świecie, to wiadomo, każdy lubi coś innego. Są kanały rozrywkowe, edukacyjne, no przeróżne. Każdy lubi coś innego. Ale wydaje mi się, że kanały edukacyjne mają w sobie coś takiego wyjątkowego, bo to jest wiedza, którą przekazuje się za darmo i mnie specjaliści, nawet z YouTube’a, czyli z  firmy Google, kiedy rozmawiają ze mną na temat, jak ten mój kanał wygląda, jakąś tam analitykę omawiamy, to oni mówią: “Ale wiesz, że ty dajesz ludziom coś za co zazwyczaj, normalnie trzeba płacić kupę pieniędzy”. I ja też za swoją wiedzę z angielskiego zapłaciłam kupę pieniędzy, bo ja się uczyłam zawsze prywatnie, nie miałam angielskiego w szkole i jest bardzo dużo, które to rozumieją i które to doceniają i oni mi piszą codziennie: “O matko, jak dobrze, że jest twój kanał. Dlaczego nikt mi wcześniej tego nie powiedział. Uczę się angielskiego od czternastu lat i po raz pierwszy słyszę, że to jest wersja brytyjska, a to jest wersja amerykańska” i oni mnie tam wychwalają i błogosławią. Ja tego nie potrzebuję dla swojego poczucia własnej wartości…

Katarzyna Michałowska: Czyli atencja nie jest twoim….

Arlena Witt: Nie. Oczywiście jest mi bardzo miło, bo to jest zawsze fajne. Widzisz, że twoja praca się spotyka z jakimśtam docenieniem. Super. Ale to nie jest powód, dla którego ja to robię.

Ale są też takie osoby, które nie rozumieją tego, że ja im daję prezent w postaci darmowej wiedzy. Oni by jeszcze chcieli… oni jeszcze mają jakieś roszczenia, oni mają jakieś wymagania. Oni mówią: “A dlaczego w tym odcinku nie powiedziałaś tego, tego. Brakło mi to, to, to”, więc ja staram się w sposób kulturalny i spokojny tłumaczyć, że to jest mój kanał i ja naprawdę mogę sobie na nim robić to, co mi się podoba i akurat tak się składa, że przyszła mi do głowy inna piosenka, którą chciałam zilustrować.

Tomasz Nadolny: Zawsze robisz to zwięźle i konkretnie.

Katarzyna Michałowska: Ale widzicie, to trzeba mieć taką łaskę w sobie, żeby się nie wkurzać, żeby nie psuć sobie dnia i w ogóle. To też jest taka umiejętność.

Arlena Witt: Nie, w życiu są ważniejsze problemy niż przejmowanie się komentarzami w internecie.

Katarzyna Michałowska: Słyszeliście to? Słyszeliście to? To sobie zapiszcie.

Tomasz Nadolny: Nie wszyscy to potrafią. A niektórzy potrzebują kilku lat, żeby do tego dojrzeć.

Arlena Witt: Tak i ja też się kiedyś przejmowałam takimi rzeczami i było mi trudno i bardzo mi zależało na tym, żeby ktoś mnie lubił i byłam smutna, bo nie miałam przyjaciół.

Ale w tym mi pomogła psychoterapia i ja od momentu, kiedy sama zakończyłam swoją psychoterapię i mogę o tym otwarcie mówić, staram się poruszać ten temat po to, żeby ludzie wiedzieli, że ze swoimi problemami nie są sami i że można je rozwiązać. Bo ja jestem tego przykładem, że można rozwiązać problemy związane właśnie z poczuciem własnej wartości, z samotnością, właśnie z takim poczuciem, że to, co robimy, nie wiemy, czy to ma sens, czy to jest to na pewno, a może poszukałabym czegoś innego, ale nie wiem gdzie tego poszukać.

Ludzie nie potrafią sobie poradzić ze swoimi emocjami. W zeszłym roku więcej osób w Polsce umarło w wyniku samobójstwa niż w wyniku wypadku samochodowego.

Tomasz Nadolny: Nie tylko w zeszłym roku. Tak jest co roku.

Arlena Witt: No właśnie.

Tomasz Nadolny: Myślimy, że więcej osób ginie w wypadkach niż…

Arlena Witt: Bo o tym się nie mówi.

Tomasz Nadolny: Samobójców jest więcej, czyli depresja jest bardzo powszechną…

Arlena Witt: No właśnie, a to jest coś, co się po prostu zbywa milczeniem, bo albo wstydzimy się o tym mówić, albo nie mamy z kim o tym porozmawiać.

Dlatego ja staram się ten temat poruszać i nagrałam też o tym oddzielny film. Aż byłam zdziwiona z jakim odzewem się spotkał, bo w filmie mówię, że mam nadzieję, że to pomoże chociaż jednej osobie. A pod filmem się pojawiły takie poruszające komentarze od osób, które pisały, że ja właśnie jestem w terapii i po obejrzeniu tego filmu utwierdzam się w tym, że to jest dobra droga, albo ktoś napisał: “O, nie pomyślałem, że ktoś taki jak ty mógł mieć kiedyś takie problemy”. 

Bo właśnie o tym się nie mówi. Wszyscy na zdjęciach są uśmiechnięci, wszystko jest super. Nawet widziałam kiedyś taką galerię na Facebooku zdjęć osób zrobionych dzień przed tym, jak te osoby popełniły samobójstwo i te wszystkie osoby są uśmiechnięte, radosne, ze znajomymi gdzieś tam, na jakiejś imprezie. Tak wygląda samobójca.

Więc dlatego ja podkreślam: warto rozmawiać i warto rozmawiać nie tylko na takie tematy powierzchowne typu “Jak ci się podobał ten film?”, tylko zapytać bliskiej osoby: “Czy ty jesteś szczęśliwy? Czy ty jesteś samotny? Co chciałbyś, żeby się zmieniło w twoim życiu?”.

W ten sposób można się też wzajemnie wspierać.

Katarzyna Michałowska: Dużo masz w sobie takiej życzliwości w stosunku do ludzi, no nie wiem, jak to nazwać nawet. To jest naprawdę fajne w tobie, Arlena. Naprawdę to cenię.

Ale też sobie myślę, że to jest takie fajne, że mówisz o tym, bo to jest też takie twoje małe stacje Zmiana, bo to nie jest proste zmienić myślenie o sobie, albo wyjść z poczucia myślenia o sobie, że jest się ofiarą do tego, aby być proaktywna. To też jest duża robota.

Arlena Witt: No tak…

Tomasz Nadolny: No właśnie, bo ty tak mówisz: “No, rozglądałam się, była okazja, podążyłam za nią. Moje serce podpowiadało mi, że to jest dobre. Robię coś fajnego”, a tu nagle mówisz: “Zrobiłam kawał konkretnej roboty ze sobą, bo zrobiłam po drodze terapię”, decyzja o przeprowadzce to wcale nie jest taka hop siup według mnie, ale niech ci będzie, że…

Arlena Witt: Nie jest i nie była.

Tomasz Nadolny: Ale skoro dotknęłaś tematu depresji, to depresji towarzyszy też taka niemoc. Niemoc podjęcia pewnych wyzwań i dokończenia rzeczy. Najchętniej człowiek zostaje wtedy w łóżku, generalnie też porzuca pewne trudne zadania, ucieczka od różnych problemów.

No właśnie, mam pytanie takie, bo mimo wszystko nie udzieliłaś mi odpowiedzi, co ty robisz z tym, co ci się nie udaje? Jakby się tobie przyglądąć w internecie, tobie wszystko się udaje, wszystko się zamienia w złoto.

Arlena Witt: Powiem tak. Jedną rzecz muszę doprecyzować. Ja nie chorowałam nigdy na depresję, więc nie mogę się wypowiedzieć na ten temat, więc ja nie czułam w sobie takiej niemocy.

TK: Ok, ważne info.

Arlena Witt: Tak. Więc ja nie czułam w sobie takiej niemocy, braku chęci do życia, czy do aktywności i tak dalej.

Ja zawsze szłam do przodu. Ja wiedziałam, że niektóre etapy życia, przez które muszę przejść, szczególnie edukacja czyli liceum, studia to nie były łatwe okresy w moim życiu. To było bardzo dużo pracy. Ja dojeżdżałam na uczelnię codziennie. Półtorej godziny w jedną stronę jechałam pociągiem. Zdarzało się, że pociąg nie przyjechał, więc czekałam czterdzieści minut na mrozie na peronie, żeby przyjechał następny. Zdarzało się, że przyjeżdżałam na uczelnię po wstaniu o 5:20 i zobaczyłam kartkę, bo wtedy nie było internetu, że dzisiaj są godziny rektorskie mili studenci i zajęcia są odwołane…

Katarzyna Michałowska: Jak mogliście o tym nie wiedzieć.

Arlena Witt: Tak. I fajnie, że mogę sobie wracać do domu, ale po co ja wstałam o tej 5:20 i po co ja założyłam tę kurtkę i ten szalik i przyjechałam tutaj.

Więc po prostu ja miałam takie poczucie: ja to muszę zrobić, to jest po prostu taki etap w życiu w tym momencie. On nie jest łatwy, ale muszę go zakończyć. A potem będzie coś lepszego. I nie umiem nawet wymienić takiej rzeczy, która mi się nie udała, dlatego że ja się nie skupiam na rzeczach, które mi nie wyszły. Ja w ogóle nie zauważam w swoim życiu czegoś takiego jak porażki, bo ja wychodzę z założenia, że ja jestem naukowcem i ja robię eksperymenty. I albo ten eksperyment pójdzie tak, jak się spodziewałam, albo pójdzie inaczej niż się spodziewałam…

Tomasz Nadolny: Zajebisty mindset po prostu. 

Arlena Witt: A nie że to jest jakaś porażka. 

Jakby to jaka ja dzisiaj jestem jest wynikiem tego wszystkiego, przez co ja przeszłam w przeszłości. Gdyby cokolwiek miało się zmienić, ja już nie byłabym dzisiaj mną. To musiało się wydarzyć.

Dlatego ja w ogóle nie zastanawiam się… Znam takie osoby na przykład, którym się wydarzy kilka pechowych rzeczy, czasami zrządzenia losowe, czasami popełnią jakieś błędy i na przykład mówią: “Ten 2017 rok to był taki dramat”. Ale rokowi 2017 jest wszystko jedno, czy jest rokiem 2017. To nie ma żadnego znaczenia. 

Po prostu tak akurat się złożyło, że rzeczywiście uciekł ci ten autobus, więc nie zdążyłaś na tę rozmowę kwalifikacyjną, więc nie dostałaś tej pracy. Ale skąd wiesz, czy w tym autobusie nie był zamachowiec na przykład i gdybyś wsiadła do niego, już byś nie żyła, bo on by wybuchnął tę bombę.

Więc ja zawsze podchodzę do tego w taki sposób, że los tak chciał. I najważniejsze, żeby się w tym nie pogubić. Dlatego ja staram się być bardzo uważna. 

Ja staram się też nie bać rzeczy nowych. Może to jest ten klucz, o którym ty mówisz, że ludzie, owszem, próbują jakiś tam nowych rzeczy, ale to jest ciągle poruszanie się w jakimś jednym obszarze, w jakiejś jednej strefie komfortu. A nie wyjdą z niej i nie spróbują czegoś kompletnie innego, bo nie pomyślą sobie, że to mi się nie podoba.

Mój brat, kiedy miał trzy lata i dostał po raz pierwszy banana do spróbowania, powiedział, że nie będzie jeść banana, bo nie lubi bananów. A moja mama się pyta: “A jadłeś kiedyś banana?”

“Nie, ale ja już wiem, że go nie lubię”.

Więc ja dokładnie ego mojego trzyletniego brata widzę w tych wszystkich ludziach, którzy mówią: “Nie, nie, to nie jest fajne”, a nawet tego nigdy nie spróbowali. 

Chociaż spróbuj. Może się okazać, że lukrecja to jest twój ulubiony smak lodów. Skąd wiesz, że nie?

Katarzyna Michałowska: Czyli zachęcasz do próbowania. Ciekawe, bo podejście do zmiany, żeby w zmianie popróbować trochę, poeksplorować.

To, co mówisz, jest takie klasyczne dla tego rozwoju między dwadzieścia a dwadzieścia pięć. Tam jest taki okres eksploracji. Ale widzę, że ty ciągle jesteś młoda duchem i ciągle jednak chcesz próbować. 

To jest fajne, bo to też nas zachęca do tego, żeby, tak jak mówisz, żeby nie bać się.

Arlena Witt: Ja już traktuję życie jako serię przygód. I te przygody mogą być różne. Czasami się zdarzy… musisz czasami popłakać po to, żeby docenić te chwile, które są szczęśliwe. Jakbyśmy się cały czas cieszyli, nie umielibyśmy tego docenić, bo nie wiedzielibyśmy, co to jest brak tego szczęścia. 

Więc ja czasami nawet opowiadam o jakiś swoich przygodach, jak ja to nazywam, na insta story najczęściej. No bo myślę sobie: to jest coś ciekawego, może się komuś wydarzyło coś podobnego, może wymienimy się doświadczeniami, może ten ktoś mi coś innego podpowie, że w tej sytuacji można było zrobić tak i tak.

Ja po prostu staram się nie zapominać o tym, że żyjemy wszyscy w kupie. Człowiek nie jest istotą samotną, która żyje na bezludnej wyspie. Możemy się w tym wszyscy jakoś wspierać. Jeżeli będziemy otwarci na siebie nawzajem i na nowe doświadczenia, no to świat będzie lepszy. A po co ja jestem na świecie, jeśli nie po to, żeby był lepszy?

Katarzyna Michałowska: Właśnie to też jest bardzo fajne w tobie i bardzo to cenię, Arlena, że ty masz w sobie… nie wiem, jak to powiedzieć, ale taką wdzięczność (?), to chyba bym tak powiedziała, że wdzięczność wobec różnych rzeczy, nawet wobec takich, które są trudne i ktoś mógłby właśnie powiedzieć, że ten 2017 rok jest beznadziejny czy cokolwiek. To jest naprawdę bardzo fajne.

Ja osobiście się uczę tego od ciebie i to od ciebie dostaję.

Ale myślę sobie, że masz też w sobie takiego fajnego bana, którego uwielbiam, właśnie ten zakaz narzekania. To jest takie fajne i czasami tak chciałabym sobie ponarzekać, ale myślę sobie no nie, nie. Nie narzekajmy, bo po co. Co to nam da?

Arlena Witt: Właśnie, ja po prostu nie wiem, po co.

Bo co innego, jeżeli mówisz o jakimś swoim problemie osobie, która może go rozwiązać i liczysz na pomoc. To tak, to rozumiem. Ale narzekać dla samego narzekania, to jest tylko wysyłanie negatywnej energii w świat. 

Już lepiej się zastanowić nad dwoma rzeczami. Pierwsza, czy to jest coś, co mogę zmienić. Jeżeli nie, to po co narzekać, skoro i tak nie masz na to wpływu. A jeżeli możesz to zmienić, to to zmień. Więc też nie narzekaj.

Katarzyna Michałowska: Tak, tak. To jest super tip, bo ostatnio właśnie Tomek trochę mówił o tym, żeby przestać kłamać…

Tomasz Nadolny: Ale tak radykalnie…

Katarzyna Michałowska: Radykalnie…

Tomasz Nadolny: …bo ludzie drobne rzeczy mówią, na przykład, że nie ma mnie w domu, a po paru latach nie zdają sobie sprawy, że wszyscy już są okłamani co do wszystkiego i że ciężko z tego wybrnąć.

Katarzyna Michałowska: Więc to mi się kojarzy, że to jest taki rodzaj decyzji i podobnie jest też z narzekaniem, że to też jest jakaś decyzja. Bo czy to nam coś daje? Może to jest, tak jak mówisz, też wynik atencji, że się pragnie tej atencji. Że sobie ponarzekam, tak jak z tymi lajkami, że sobie ponarzekam, ponarzekam, a wszyscy będą potem mnie głaskali. Bo te lajki to też jest takie pragnienie atencji.

Arlena Witt: Mnie się wydaje, że narzekanie może mieć taką funkcję terapeutyczną w sensie takim, że jednak wyrzucamy z siebie negatywne emocje. Tylko te negatywne emocje można wyrzucić w sposób, który nikogo innego nie krzywdzi, albo nikogo nie zaraża tą negatywną energią. 

Na przykład można pójść pobiegać, albo można pójść uderzyć pięścią w poduszkę, albo krzyknąć w lesie na całe gardło.

Katarzyna Michałowska: Albo popłakać w aucie. Ja tak często robię.

Arlena Witt: Tak, tak, że na to są sposoby. A właśnie narzekanie to jest dla mnie takie palenie papierosów w miejscach publicznych, że nie dość, że siebie trujesz, to jeszcze innych trujesz.

Tomasz Nadolny: I niestety, jak już się nauczysz w ten sposób podchodzić do problemów, że narzekasz, to ci wchodzi w krew i już na stałe jak zdarta płyta.

Arlena Witt: Tak.

Tomasz Nadolny: Ale ja mam dla ciebie z kolei tipa. Jeśli będziesz szukała sposobu na kolejny jakiś kanał w social mediach typu YouTube czy coś takiego, nagraj o stoickim spokoju i o byciu stoikiem w życiu współczesnym. Będziesz takim polskim Ryanem… on się Holiday nazywa?… jest w każdym razie taki popularyzator uwspółcześnionej wersji stoicyzmu.

Arlena, ty jesteś po prostu żywym przykładem tego, bo to dokładnie wcielasz w życie ideały tej filozofii…

Arlena Witt: Tak?

Tomasz Nadolny: Nie ma czegoś takiego jak nieudane życie. Jest tylko podejście do tego. Nie ma smutku. To jest tylko podejście. Tak naprawdę mogłoby go nie być, tylko zmień podejście.

Właściwie wszystko możesz w ten sposób do tego podejść. Mindsetem możesz załatwić właściwie wszystko, więc ty jesteś po prostu w najlepszym z możliwych światów, w najlepszym z możliwych momentów.

Arlena Witt: Jestem szczęśliwym człowiekiem. To nastąpiło we mnie, bo nie zawsze tak było… Wszyscy rodzimy się szczęśliwy, tylko potem spotykamy na swojej drodze różne demony. Czasami są to tylko dwa demony: matka i ojciec. A czasami są to różne inne.

Ja jestem szczęśliwym człowiekiem na skutek terapii i na skutek tego, że ja się na tej terapii nauczyłam o sobie. Nauczyłam się patrzeć na siebie w sposób obiektywny. Kiedyś miałam kompleksy, wydawało mi się, że jestem jakaś. A okazało się, że inne osoby wcale mnie tak nie postrzegają.

Miałam na przykład kompleks taki, że miałam krzywe zęby i bardzo mi to utrudniało życie, bo kiedyś na przykład mi się marzyło o tym, żeby śpiewać. Ale, jak śpiewasz, otwierasz buzię i widać zęby. To ja mówię: “To ja nie mogę śpiewać, bo ludzie zobaczą moje krzywe zęby”.

Ale pomyślałam sobie w pewnym momencie życia, już jako dorosły człowiek, że przecież zęby można wyprostować. To nie jest coś takiego, z czym ja muszę żyć do końca życia. Ja poszłam…

Tomasz Nadolny: Pamiętaj tylko, że w okresie naszej dorosłości tak weszło szerzej te aparaty i tak dalej. Kiedyś były niedostępne.

Arlena Witt: Ja wiem… znaczy, ja miałam kolegę w liceum, który nosił stale aparat na zębach. Tylko że wtedy to była rzecz bardzo droga. Dla moich rodziców niedostępna, więc nie dziwię się, że nie mogli mi zafundować takiego leczenia ortodontycznego.

Ale jako dorosła osoba już wiedziałam, że mogę sobie sama po prostu za to zapłacić i pomyślałam: dlaczego ja dopiero dzisiaj na to wpadłam, dlaczego ja nie pomyślałam o tym dziesięć lat temu, dlaczego ja, kiedy zaczęłam pracę zawodową, nie wzięłam choćby pożyczki na ten aparat ortodontyczny. Przecież co to tam, ile łącznie wydałam na to leczenie, z piętnaście tysięcy złotych? To nie jest jakaś duża pożyczka. Dlaczego ja dopiero po trzydziestce na to wpadłam?

Bo mamy w głowie jakieś takie utrwalone mity i żyjemy z tymi mitami i wydaje nam się, że tak musi być.

Znam taką historię, jak córka pyta mamy: “Mamo, dlaczego ty zanim włożysz szynkę do tego pojemnika, obcinasz jej tą “dupkę”?”

Ona mówi: “Bo moja mama zawsze tak robiła. Zapytaj babci”

To ona pyta babci: “Babciu, dlaczego ty zanim włożysz tą szynkę do pojemnika, zawsze obcinasz tą “dupkę”?”

“Bo moja mama tak robiła. To zapytaj prababci”

“Prababciu, dlaczego ty zanim włożysz tą szynkę do tego pojemnika, zawsze obcinasz jej tą “dupkę”?”

Ona mówi: “Bo mam taki mały pojemnik”

Nie zastanowisz się nawet dlaczego tak jest, po prostu powielasz to. Skoro u mnie w domu tak jest, to trzeba tak robić.

Tomasz Nadolny: Jestem świeżo po koncercie Nosowskiej, w którym ona tak fajnie wyśpiewuje te schematy, które nam wtłaczają rodzice i później też w wywiadzie opowiada, że, jak się złapała, że do własnego syna zaczyna mówić tą gadką taką, jaką rodzice częstują dzieci w Polsce, włos się jej na głowie zjeżył. Także to jest cenna rzecz.

Ale powiedz mi, ty myślisz, że tak, po pierwsze, brać sprawy w swoje ręce, czyli sę ponaprawiać, narzędzia sobie zdobyć do tego, aby być panem własnego ja, a tak naprawdę co? Eksplorować? Eksperymentować? Iść za sercem? I dojdzie się wtedy na przykład do bycia jedną z najpopularniejszych youtuberek w Polsce.

Katarzyna Michałowska: Ale wiecie co, mam jeszcze takie pytanie, że myślę sobie, że musi być etap takiego wkurzenia, zniechęcenia, że już nie chcesz tej sytuacji. Czy miałaś taki moment na swojej ścieżce, że…

Tomasz Nadolny: Bezradności.

Katarzyna Michałowska: … że mówisz: “Kurczę, nie chcę tu być. Ja chcę coś innego”. Czy miałaś coś takiego?

Arlena Witt: No tak, dlatego że to, że poszukałam tej pracy w korporacji, było wynikiem tego zmęczenia pracą nauczyciela przez kilka lat. Chociaż ja wiedziałam, że, bycie nauczycielem, zawsze było moim marzeniem i to jest coś, co ja bardzo lubię robić i ja nadal odczuwam ogromną satysfakcję z nauczania, ale po prostu tego było za dużo. To tak jak pracujesz w cukierni i nie możesz patrzeć na te torty. Musisz sobie zrobić przerwę. Mnie ta przerwa była bardzo potrzebna, bo ja nabyłam zupełnie nowych umiejętności, nauczyłam się pracy w zupełnie nowym środowisku. I to było ogromnie cenne doświadczenie dla mnie. Dzisiaj korzystam z tej wiedzy, no bo współpracując z różnymi markami jako youtuber, też znam te mechanizmy marketingowe, czy PRowe, którymi oni się posługują i to wszystko układa mi się w całość. 

Ja po prostu uważam się za takiego kolekcjonera. Ja kolekcjonuję doświadczenia i ze wszystkiego, co napotkałam na drodze, jestem w stanie wyciągnąć jakiś wniosek i albo mi się to przyda w przyszłości, albo mi się nie przyda, a może mi się nie przyda dzisiaj, ale za dziesięć lat mi się przyda. Nie wiadomo. Teraz świat się zmienia tak szybko, że naprawdę niedobrym pomysłem jest usadowienie się w takiej swojej norze i obserwowanie tego, co się dzieje, bo za chwilę nie będziemy już na bieżąco…

Katarzyna Michałowska: Albo nie będzie tej nory.

Arlena Witt: Tak, albo nie będzie tej nory, jak będziemy dalej palić węglem.

Po prostu trzeba być przygotowanym na to, że, po pierwsze, zmiana to jest jedyny stały element w życiu, więc nazwa waszego podcastu jest bardzo trafna, a po drugie świat nie jest po to, żeby dostosować się do nas, tylko my do tego świata. Więc otwórzmy oczy, otwórzmy uszy i działajmy.

Katarzyna Michałowska: Powiem ci, że w tym, co mówisz, jest bardzo dużo pokory, bo tak naprawdę miałabyś wszelkie narzędzia do tego, żeby powiedzieć, że świat powinien kręcić się wokół ciebie i wydaje mi się, że czasami może tak być z youtuberami, czy osobami, które są celebrytami albo gdzieś są na świeczniku postawieni, że wpadają w taką pułapkę albo sami się okłamują, że ten świat kręci się wokół nich.

A ty przez to, co mówisz, masz bardzo dużo pokory do tego, bo być może… nie wiadomo, czy za kilka lat dalej będziesz robiła ten kanał, więc taka otwartość na to, co się przydarzy, to też jest wyraz takiej pokory do tego.

Arlena Witt: To znaczy myślę, że to jest bardziej realistyczne podejście do życia, bo nikt nie jest pępkiem świata…

Katarzyna Michałowska: Ale mało osób tak myśli.

Arlena Witt: No może, ale ja wiem, że jestem jakimś tam jednym ziarenkiem na tej plaży świata i ja sobie mogę tą swoją okolicę i swoją piaskownicę i swoje osiedle jakoś tam poukładać, ale może się zdarzyć, że przyjdzie tsunami i wszystko mi zburzy. Tylko że ja się nie boję przyszłości, bo ja sobie myślę, że cokolwiek będzie, ja usiądę i ja się zastanowię, co ja w tej sytuacji mogę zrobić, żeby mi było łatwiej. No to, jak ja sobie nie poradzę, to kto ma sobie poradzić? Ja zakładam, że sobie poradzę. 

Do tej pory jakoś sobie radziłam, przeżyłam trzydzieści osiem lat, jakoś udało mi się nie umrzeć, więc staram się to robić dalej.

Tomasz Nadolny: I udało nam się śledzić chyba od samego początku te wszystkie takie konferencje, na których się zaczęli pokazywać influencerzy, youtuberzy, blogerzy. Na początku to jednak akcent był na blogerów, potem… w sumie parę lat i nagle zmiana reguł gry, że zupełnie inne kanały są. Oboje wiemy, że ci, którzy byli najpopularniejsi sześć, siedem lat temu już nie są najpopularniejsi i że to się bardzo szybko zmienia, więc to jest taki bardzo kruchy moment.

I fajnie, że sama powiedziałaś, ile masz lat, dlatego że ja chciałem cię zapytać, bo myśmy robili też w podcastach… zastanawialiśmy się, jak ludzie mogą się też zawodowo spróbować przygotować na to, że prędkość zmian na świecie jakiś nowych stanowisk pracy, ale też umiejętności rośnie tak. Ubywa też co chwilę na przykład potrzebnych rączek przy czymś tam, bo nagle ktoś to zrobotyzwał. W Polsce być może nie mamy tego w tak dynamicznym zakresie, bo wciąż po prostu jesteśmy tani, nasza robota jest tania.

Ty umiejętnie dość cały czas i posługujesz się językiem takim dostosowanym do bardzo młodych odbiorców i doskonale w ogóle pływasz w tej popkulturze, w serialach, grach, fabułach. Może byś się podzieliła, jak ty to robisz, że ty… w takim sensie mentalnym to już Kasia ci wyłowiła, że…

Arlena Witt: Mam dwadzieścia – dwadzieścia pięć.

Tomasz Nadolny: …w takim sensie eksplorowania masz dwadzieścia – dwadzieścia pięć. W sensie mentalnym doskonale cały czas funkcjonujesz, że tobie się świat nie starzeje…

Katarzyna Michałowska: Tak, tak, że cały czas masz ten most kulturowy.

Tomasz Nadolny: … cały czas jesteś uptodate.

Arlena Witt: No mnie to po prostu interesuje. Ja lubię oglądać filmy, lubię oglądać seriale. Ja oglądam dużo wywiadów z aktorami, czy ludźmi muzyki, czy ludźmi filmu i jestem z tym na bieżąco, bo po prostu mnie to ciekawi. Ja co roku oglądam rozdanie Oscarów. Jestem jedną z tych osób, które nie mają problemów, żeby nie przespać tej nocy i oglądać to na żywo. Ostatnio tego nie robię, bo już nie ma transmisji bez lektora, bez tłumacza, a ja nie mogę słuchać tego tłumacza. Ja bym chciała posłuchać tego, co mówi pan na scenie, a nie pan, który się stresuje i szybko, szybko i pomija jeszcze cztery żarty po drodze. Więc ja wolę poczekać do następnego dnia i obejrzeć sobie transmisję, ale jednak w wersji oryginalnej.

Jest to coś, co mnie jara, więc, jeżeli są inni ludzie, których to jara też, ja z nimi mam jakąś nić porozumienia.

Ale są też tacy wśród moich odbiorców, którym jest to zupełnie obce, którzy właśnie nie oglądają tych seriali, nie oglądają tych filmów i nie słuchają tej muzyki, tylko ja staram się to w taki sposób wkomponowywać w swoje filmy, że, jeżeli ktoś to zna, dostrzeże jakiś smaczek, albo skojarzy z jakiego to jest serialu, czy z jakiej sceny, czy co tam było w tym odcinku, ale, jeżeli ktoś tego nie zna, nie poczuje, że cokolwiek go omija. Więc ja staram się być inkluzywna, czyli, jeżeli trzeba coś wyjaśnić, to ja to wyjaśniam, a jeżeli nie trzeba, to ktoś, kto to pominął, nie pomyśli: “O, nie wiem, o co chodzi”…

Tomasz Nadolny: Szczerze mówiąc, jak się czyta komentarze u ciebie pod filmami, to ty utworzyłaś własną bańkę Arleny…

Arlena Witt: Tak?

Tomasz Nadolny: W sensie takim, że są ludzie, którzy doskonale już rozumieją ten twój kod tych twoich… oni prawdopodobnie też oglądają te same filmy i tak dalej. Być może dla niektórych jesteś przewodnikiem i podsuwasz pomysły na oglądanie fajnych rzeczy…

Arlena Witt: To też mi piszą.

Tomasz Nadolny: Ale tworzy się taka osobna bańka ludzi, którzy świetnie rozumieją cały twój kod i ja na przykład słuchając tylko co któryś i w ogóle nie będąc serialowy, na pewno tracę tam sporo contentu z tego wszystkiego, bo go nie rozumiem.

Arlena Witt: Ale tracisz może takich ciekawostek, takich smaczków, ale nie tracisz zupełnie tej wiedzy, czyli tego, co jest esencją treści, którą ja tworzę.

Tomasz Nadolny: Prawdopodobnie, ale to też jest ogromny sukces stworzyć taki swój kulturowy, mały świat, w którym się ludzie doskonale rozumieją. Niekoniecznie są zrozumiałe dla kogoś, kto tam wejdzie i po raz pierwszy to zobaczy.

Arlena Witt: To znaczy, to wynika też z tego, że ja robię to już od jakiegoś czasu i ludzie już wiedzą, jakie ja mam poczucie humoru, kiedy mówię poważnie, a kiedy żartuję. Ja wiem, że czasami mam taką twarz, że mówię coś ewidentnie żartem, ale nie wszyscy to zrozumieją jako żart i potem czasami każą mi się z tego tłumaczyć.

Ale jeżeli ktoś mnie już na tyle zna i obserwuje mnie w mediach społecznościowych i obejrzał wszystkie moje odcinki, no to jak ja powiem jakiś żart taki, który na co dzień byłby uważany za niesmaczny, ale ludzie wiedzą… zawsze żartuję na ten temat, wiadomo, że to jest śmieszne, to sprawia, że ja przyciągam do siebie ludzi, którzy są podobni do mnie. I to chyba w ogóle w życiu się sprawdza, że znajdujemy sobie też takich przyjaciół, którzy mają podobne poczucie humoru, lubią w podobny sposób spędzać czas, tylko ja to robię trochę na większą skalę.

Tomasz Nadolny: Fajna jest ta bańka, bo tam jest dużo takiego oswojenie ze światem, oswojenia też z odmiennością różnoraką, jest dużo tolerancji. Bardzo mi się ten świat podoba. Ale powiedz mi…

Arlena Witt: (śmiech)

Tomasz Nadolny: Ta bańka jest bardzo przyjemna.

A powiesz, co w przyszłości?

Arlena Witt: W przyszłości co będzie, to czas pokaże…

Tomasz Nadolny: (śmiech)

Arlena Witt: Ja nie robię planów, właśnie dlatego że może być bardzo różnie. Co mi się akurat spodoba, co mnie zainspiruje, nie jestem w stanie tego przewidzieć.

Wiem, co będzie w następnym tygodniu. Wiem, co będzie w następnym miesiącu, bo mam kalendarz już wypełniony na ten czas. Zaczynam za chwilę pisać kolejną książkę, ale też nie będę mówić, o czym ona jest…

Katarzyna Michałowska: A szkoda.

Arlena Witt: …bo to też może się zmienić.

Poza tym wychodzę z założenia, że lepiej jest coś zrobić i dopiero wtedy to pokazać, niż zapowiadać coś jako nie wiadomo jaką wielką rzecz, a potem się okazuje, że to jest jakaś taka zwyczajna rzecz i można tylko ludzi rozczarować.

To samo zrobiłam ze swoim kanałem. Nie mówiłam nikomu, że go przygotowuję, tylko ruszyłam i powiedziałam: “Proszę bardzo, oglądajcie sobie. Teraz możecie się wypowiadać, jak chcecie” i to samo było z moją pierwszą książką czyli “Grama to nie drama”. Nie mówiłam, o czym ona będzie. Nie mówiłam, jak ma wyglądać. Dopiero jak ona była gotowa, ja ją pokazałam i wszyscy zrobili oczy i dopiero mogli sami oceniać, czy im to odpowiada czy nie.

Więc ja raczej wychodzę z takiego założenia, że ja po prostu podwijam rękawy i robię. I jak coś zrobię to pokażę.

Tomasz Nadolny: Ale… i ty tak… nie no, na pewno jest cały zespół ludzi, który ci w trakcie kibicuje, pomaga, których pytasz, czy to im się podoba, czy nie, tak nie jest?

Arlena Witt: Już… to znaczy, nie chcę…

Tomasz Nadolny: Sama, sama, sama.

Arlena Witt: Nie chcę oczywiście sobie przypisywać wszystkich zasług, bo wiadomo, że nad moją książką pracował cały zespół osób, ale to ja jestem autorką każdego słowa, które w niej się znajduje i to ja podejmowałam ostateczne decyzje, nawet co do tego, jak duży ma być odstęp w tym zdaniu, żeby się zmieściło to, co należy wpisać w tę lukę. Ale oczywiście nie byłam jedyną osobą, która nad nią pracowała.

Natomiast jeśli chodzi o kanał, ja w tej chwili tylko jednej rzeczy nie robię sama. Nie miksuję dźwięku. To jest coś, czego ja nie umiem robić. To jest coś, co zlecam na zewnątrz. Ale wszystko inne robię sama. Sama wymyślam temat, sama go opracowuję, sama nagrywam, sama montuję i sama publikuję i sama prowadzę swoje media społecznościowe, bo też lubię to robić. I uważam, że, skoro sama się podpisuję swoim imieniem i nazwiskiem, myślę, że nie wypadałoby mi udawać, że to ja, a nie byłabym to tak naprawdę ja, więc ja to nadal robię.

Więc kiedy ruszałam z kanałem, rzeczywiście zapytałam pare osób, które są mi bliskie i których zdanie cenię, jak im się to podoba. To byli też doświadczeni youtuberzy, więc wiedzieli, jak na to spojrzeć od tej profesjonalnej strony. Ale bywały takie wskazówki, które mnie dawali, które ja zupełnie świadomie zignorowałam, bo pomyślałam, że nie, że ja chcę to zrobić po swojemu. Jeżeli to się okaże błędem, to trudno, ale to będzie mój błąd. 

Tak było na przykład z momentem wystartowania z moim kanałem. Bo ja nad tymi pierwszymi filmami pracowałam łącznie półtora roku. Czyli od momentu, kiedy ta pierwsza myśl mi zaświtała, że chciałabym mieć kiedyś kanał do momentu, kiedy opublikowałam te pierwsze trzy filmy, minęło półtora roku i w tym czasie się działo dużo, różnych rzeczy. Zastanawiałam się, jak to ma się nazywać, szukałam muzyki, która by tam pasowała, myślałam nad tym formatem, szukałam fontu. No, to wszystko tak się zbierało do kupy.

Kiedy po tym czasie miałam gotowe pierwsze trzy filmy, no to ja już nie mogłam się doczekać, żeby ich wypuścić, bo po prostu za długo już byłam w tej ciąży. Ja już musiałam to wreszcie urodzić. I znajomy youtuber powiedział mi: “Ale słuchaj, jak ty chcesz z kanałem edukacyjnym startować w wakacje, to przecież w ogóle nikt nie będzie tego oglądał. To musisz we wrześniu zrobić, kiedy zaczyna się rok szkolny”

A ja mówię: “Wiesz co? Jest mi wszystko jedno, czy to będzie ktoś oglądał czy nie. Ja to chcę wrzucić i ja to wrzucę”…

Katarzyna Michałowska: Chcę to urodzić.

Arlena Witt: Ja wybrałam najgorszy możliwy moment na to, żeby ruszyć z tym kanałem, bo ja go uruchomiłam dokładnie 7 sierpnia 2015 roku. To był piątek. W upalny sierpniowy dzień o dziewiętnastej, kiedy ludzie sobie poszli imprezować na miasto, albo na plaży, albo nad rzekę, albo gdziekolwiek, a ja mówię “Trudno, jest mi wszystko jedno. Ja to wrzucam. Jak nie obejrzą tego dzisiaj, obejrzą to jutro. Jak nie jutro, to za tydzień. To z internetu nie zniknie”. 

Ja to puściłam właśnie o dziewiętnastej w piątek i wydarzyła się taka fala wiadomości, komentarzy, że po prostu… Jak ja zaczęłam czytać komentarze, które się pojawiły na YouTube’ie to tam poodpisywałam na te, co dałam radę poodpisywać i szłam potem na Twittera, żeby zobaczyć, jakie ludzie piszą tweety. Jak odpisałam na tweety, szłam na Facebooka, zobaczyć, co się dzieje na Facebooku. Jak przeczytałam na Facebooku, to szłam na Snapchata, bo wtedy jeszcze używałam. Przeczytałam te wiadomości i potem z powrotem wracałam na YouTube’a, bo znowu się zaczęły pojawiać nowe komentarze.

I ja tak siedziałam od tej dziewiętnastej, o której opublikowałam filmy, do drugiej w nocy. Non stop. Czytałam i odpowiadałam na te wiadomości. 

Czyli to nie miało znaczenia, że to było akurat latem i w piątek i o dziewiętnastej. Jeżeli ludzie chcą do tego dotrzeć, to dotrą.

Tomasz Nadolny: Byłem też jednym z tych, którzy pisali, że wow, fajowsko.

A ile ci godzin zajmuje dziennie… to jest pół etatu? cały etat?… takie bycie youtuberem z prowadzeniem całego swojego marketingu, z social mediami, komentarzami?

Arlena Witt: Gdybym miała to uśrednić, bo nie jestem w stanie tego obliczyć, nie mierzę tego, ale, gdybym miała to uśrednić, to myślę, że tak, że pół etatu można by to nazwać. No bo ja czytanie komentarzy też traktuję jako część tej działalności, czy odpisywanie na maile od konkretnego widza, który ma konkretny problem, czy w ogóle prowadzenie swoje konta w jakimś medium społecznościowym. To wszystko się na to składa. To nie jest samo nagranie odcinka.

Katarzyna Michałowska: Tak chciałam zwrócić uwagę na to, co powiedziałaś: półtorej roku. Kupa czasu. I nie każdy jest gotowy, aby dać taką wytrwałość i pracowitość, więc na pewno to jest twoja wartość, twój kształt, że naprawdę jesteś pracowita. To bez dwóch zdań.

Arlena Witt: Myślę, że to raczej wynika z tego, jak ja lubię pracować. Bo ja zanim coś powiem, lubię się nad tym zastanowić. I ja po prostu przez te półtora roku się zastanawiałam, bo wychodzę z założenia, że, jeśli należy wykonać jakiś projekt, lepiej spędzić 80% czasu na myśleniu nad tym, jak to ma być, a tylko 20% na robieniu. Bo w ten sposób też się oszczędza czas…

Katarzyna Michałowska: To prawda.

Arlena Witt: Ja tak samo staram się działać na co dzień, chociażby jak nagrywam nowy odcinek, że mi przygotowanie go zajmuje więcej czasu…

Katarzyna Michałowska: Zaprojektowanie.

Arlena Witt: …niż samo nagranie. Nagranie to tam jest pół godziny…

Tomasz Nadolny: To widać, że to wszystko jest przemyślane, ale że to ci zajęło ponad rok, to nie myślałem.

Arlena Witt: Znaczy wiesz, to też nie było półtora roku intensywnej codziennej pracy.

Tomasz Nadolny: Nie, nie. Ale samo to…

Arlena Witt: Gdzieś tam to miałam z tyłu głowy…

Tomasz Nadolny: …jak ciasto drożdżowe: powolutku, powolutku i ten kształt przybierało taki, że właśnie wszystko jest przemyślane od muzyczki przez font, że aż tyle w niego włożyłaś energii. Samo to, że ci chodzi po głowie, to już jest energia.

Arlena Witt: Tak, tak. Mnie się też nie spieszyło, bo wiedziałam, że wolę poczekać i zrobić to, tak jakbym chciała, niż żeby to było zrobione za szybko i miałabym potem, czego żałować, że musiałabym zmieniać nagle i tak dalej.

Ja to zrobiłam wbrew jakimś ówcześnie panującym zasadom niepisanym, bo wtedy raczej robiło się tak, że robię tak, jak teraz umiem i wiem, a potem to i tak będzie się zmieniać. 

Więc jak ja opublikowałam te swoje pierwsze filmy, to było parę osób takich bardzo podejrzliwych, że…

Katarzyna Michałowska: Jakaś agencja ci zrobiła.

Arlena Witt: Tak, że jakaś agencja, albo jakaś firma za tym stoi, bo to jest za dobrze zrobione jak na początek. Nie powinien pierwszy film tak wyglądać.

I dzisiaj, jak ja oglądam te swoje pierwsze filmy, ja już bym je dziś zrobiła inaczej, bo ja też zmieniłam się w tym czasie. Zmieniłam tę formułę troszeczkę, inaczej nawet mówię, inaczej się poruszam przed kamerą. Ale to musiało naturalnie ewoluować, więc jakieś tam zmiany zauważalne są. Ale jednak ta formuła ogółem została od początku taka i mi się nadal nie znudziła. Są ludzie, którzy piszą: “Mmm, zrób coś nowego, bo mi się już to znudziło”, ale to nie jest mój problem. Mnie się nie znudziło.

Są osoby, które mi też piszą: “Rób to dokładnie tak, jak robisz”.

No to ja nie mogę nikogo słuchać, bo mi mówią dwie zupełnie przeciwne rzeczy. 

Więc ja nadal będę robić tak, jak uważam.

Katarzyna Michałowska: Ponieważ już będziemy lądowali z naszą rozmową, to mam ostatnie pytanie. Powiedz mi, czy masz jakiś patent na wytrwałość? Jesteś taka wytrwała w tym, co robisz. Oprócz tego, co powiedziałaś, że na pewno ta pasja cię nakręca, bo to na pewno jest coś takiego, że jednak czujesz tą energię i wtedy, podejrzewam, że dajesz… że chcesz dawać z siebie.

Czy coś jeszcze? Plan pewnie też, bo w tym małym zakresie też robisz plan, bo na przykład wyjeżdżasz na jakąś konferencję, wtedy widać wyraźnie, że wcześniej nagrałaś już te odcinki.

Arlena Witt: Tak, tak, plan krótkoterminowy. Ja staram się jakiejś strategii na siebie nie pisać takiej na kolejne lata, ale plan na, powiedzmy, dwa miesiące to zwykle mam.

Myślę, że tutaj kluczowe jest dostrzeganie sensu tego, co się robi. Jeżeli to, co robisz, w twoim odczuciu ma sens, obojętnie, w jakim wymiarze, czy czujesz, że pomagasz innym, czy czujesz, że się rozwijasz w jakiś sposób, czy po prostu sprawia ci to przyjemność, czy czujesz, że naprawiasz świat w ten sposób. Ja mam taką misję. Ja chcę naprawiać świat.

Więc ja wiem, że z każdym odcinkiem świat jakiejś tam jednej osoby, która zacznie poprawnie mówić po angielsku, się poprawi. 

Ja nie muszę naprawić całego świata. Zresztą to się tak nie da jednym filmem naprawić cały świat, ale ja wiem, że jakiś tam element się poprawi. To, że ja kupię szklaną butelkę, a nie plastikową, już sprawi, że świat będzie czystszy, bo będzie mniej śmieci.

Więc ja raczej myślę sobie w ten sposób: małymi kroczkami i dopóki ja widzę, że to ma sens, to ja to ciągle robię. 

A jeżeli bym zauważyła, że to przestaje mieć sens, po prostu zajęłabym się czymś innym, więc znowu spróbowałabym czegoś nowego.

Katarzyna Michałowska: Dobrze, będziemy kończyli.

Bardzo ci dziękuję. Dziękuję ci przede wszystkim za to, że mogliśmy lepiej poznać ciebie, bo myślę sobie, że ktoś może wejść na twój kanał i zobaczyć doskonałą panią nauczycielkę…

Arlena Witt: (śmiech)

Katarzyna Michałowska: …która w doskonały sposób uczy języka angielskiego. A to jest naprawdę super, że otwierasz się, mówisz o sobie, o tym procesie też tworzenia tych materiałów i o sobie samej. I wydaje mi się, że to jest najcenniejsze, poznać ciebie taką, jaką jesteś po prostu.

Arlena Witt: Dziękuję bardzo za zaproszenie. Cieszę się, że można z wami porozmawiać na ważne tematy.

Katarzyna Michałowska: Dzięki bardzo.

Tomasz Nadolny: Dzięki

Scroll to top