Praca,
Społeczeństwo,

Firma z ludzką twarzą, czyli jak firmy społeczne pomagają młodzieży? – rozmowa z Marianną Wróblewską, prezeską GFIS

10 maja 2017

Czy zastanawialiście się nad tym, czy można podjąć działania, by realnie zmienić czyjeś życie na lepsze? Na Stacji Zmiana, Marianna Wróblewska, prezeska Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznych, opowiada o pomaganiu dzieciom wymagającym opieki, w tym, by znalazły swoje miejsce na rynku pracy.

Sposobem na mądrą pomoc jest budowanie przedsiębiorstw społecznych, by młodzież mogła podejmować staże, nabywać doświadczenia i uczyć się odpowiedzialności.
Do tej pory zostały zainicjowane trzy punkty działalności: Kawiarnia “Kuźnia” na Oruni Dolnej, trzygwiazdkowy hotel “So Stay” i bar “Centrala” w podziemiach Urzędu Miasta w Gdańsku.
Rozmawiamy o tym, co to jest przedsiębiorstwo społeczne, jak prowadzić tego rodzaju działalność i jakie trzeba mieć umiejętności, by stać się przedsiębiorcą społecznym.

Opowieść o rodzinie Wróblewskich oraz o tym jak zamknęli sierocińce w Gdańsku i otworzyli rodzinne Domy dla dzieci: http://bit.ly/1C8VlQi

Rozmowa z Kubą Wygnańskim, wyzwanie przed którym stoją organizacje pozarządowe – samofinansowanie: http://bit.ly/2pADb7G

O pierwszym na świecie trzygwiazdkowym hotelu odpowiedzialności społecznej: http://bit.ly/2qUomAD

O tym jak So Stay Hotel miażdży konkurencję na najtrudniejszym rynku: http://bit.ly/2q47ma8

Hotel So Stay, warto go odwiedzić, jeśli będziecie w Gdańsku:
http://www.sostayhotel.pl/

Kawiarnia Kuźnia zmienia dzielnicę Gdańska: http://bit.ly/2qUd5jT

O kawiarni Kuźnia na Oruni Dolnej: http://bit.ly/2q6Lqtb

Gdańska Fundacja Innowacji Społecznych: http://gfis.pl/o-fundacji/

Nowoczesny bar w podziemiach Urzędu Miasta w Gdańsku: http://bit.ly/2r2UP5f

Mówimy o tym, że Paweł Buczyński z Fundacji Gdańskiej rozpoczął cykl spotkań, w których jest możliwość podnoszenia wiedzy, kwalifikacji osób z sektoru NGO, o nazwie FG Sharing. Aby dowiadywać się o aktualnych spotkaniach, należy obserwować Fundację Gdańską na Facebook. Najbliższe spotkanie majowe, poświęcone jest Social Mediom, zwłaszcza Instagramowi. www.facebook.com/FundacjaGdanska/

Jak możesz słuchać podcastu?

Możesz słuchać na tym blogu.

Ale możesz też słuchać nas na dowolnym odtwarzaczu mp3. Plik powinieneś pobrać z tego bloga, a następnie wgrać go na swój odtwarzacz.

Z wygody polecamy ostatni sposób, czyli słuchanie podcastów na swoim smartfonie. Robimy podobnie i jesteśmy zadowoleni, ponieważ ulubione podcasty można mieć ze sobą, by słuchać je w każdym miejscu i dowolnym czasie.

Śledź podcast Stacja zmiana na: iTunes | Android | RSS

Prosimy, oceń nasz podcast

Jeżeli zechcesz nam w jakiś sposób podziękować za naszą pracę, najlepszym sposobem, będzie pozostawienie opinii w iTunes.

Dzięki temu, że to zrobisz, podcast Stacja Zmiana będzie widoczny i ułatwi nam docieranie do słuchaczy.

Możesz to zrobić klikając na linka poniżej:

-> Link do podcastu w iTunes

Transkrypcja

Katarzyna: Dzień dobry. Witamy na Stacja Zmiana. Wita was Katarzyna Michałowska…

Tomasz:…i Tomek Nadolny

K: Mamy tutaj wspaniałego gościa, ponieważ jesteśmy z Marianną Wróblewską, która jest członkiem zarządu Fundacji Innowacji Społecznych. Marianna, czy możesz powiedzieć o sobie coś więcej naszym słuchaczom? Czym się zajmujesz? Co jest twoją pasją? Co leży ci na sercu?

Marianna: O, jakie to cudowne, żeby mieć taką przestrzeń, żeby móc o sobie opowiedzieć. Ale nie będzie to długie. Ja jestem prezeską Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, a jestem członkiem zarządu w Fundacji Innowacji Społecznej, czyli mamy taką fundację matka i córka. To wszystko zaczęło się dziesięć lat temu. Jestem zaangażowana bardzo mocno w projekty społeczne, które inwestują w młodych ludzi, którzy wkraczają w dorosłość. Od pięciu ostatnich lat intensywnie z zespołem pracujemy na rzecz tworzenia i rozwijania firm społecznych tutaj w Gdańsku. Osobiście jestem mamą trzech dorastających córek: Oliwii, Emilii, Zuzanny. Moją pasją, tak sobie myślę, co jest moją pasją? Wiecie co, moją pasją jest praca. Praca ta, którą na co dzień wykonuję i poprzez to, że pasję łączę z moją pracą, nie czuję, że pracuję. Ponadto to rzeczywiście jest ważne, żeby mieć jakiś taki swój wentyl. Uwielbiam Kaszuby i, to nie jest odkrywcze, chodzić po lesie czasami. Nawet grabię ten las z liści na wiosnę dbając o to moje miejsce, które gdzieś tam w zakątkach Kaszub mam.

K: A może Marianna mogłabyś naszym słuchaczom wyjaśnić ten termin innowacji społecznych. To zazwyczaj kojarzy się tak społecznego, ale innowacja społeczna? Jak to rozumieć, ten termin?

M: Odniosę się do moich doświadczeń, które też przyświecało, gdy tworzyliśmy z zespołem Gdańską Fundację Innowacji Społecznych dziesięć lat temu. To nie będą definicje, ale bardziej odczucia tego, co chcieliśmy tutaj poprzez realizację projektów zaakcentować. Mamy mnóstwo problemów społecznych i niejednokrotnie te problemy społeczne rozwiązywane są w taki sposób tożsame od wielu lat. Problemy się zmieniają, a działania na rzecz ich prewencji czy rozwijania tkwią w tym samym miejscu. I dla mnie i dla zespołu ta innowacja jest związana zawsze z poszukiwaniem nowych rozwiązań do starych problemów. Nadawanie temu świeżego oddechu.

K: Takie kreatywne podejście do dawnych rzeczy, do rozwiązywania problemów.

M: Tak moglibyśmy to spuentować.

K: A czy możesz powiedzieć nam więcej? Co to znaczy przedsiębiorstwo społeczne? To jest w ogóle coś nowego i wydaje mi się, że wielu słuchaczy i takim terminem dopiero się styka. Co to znaczy? Jaka jest formuła prawna? Jak to rozumieć?

M: Z wielką przyjemnością, dlatego że dla mnie firma społeczna to jest firma. Po prostu. Kropka. Ale firma z ludzką twarzą. Nawet niedawno przeczytałam w Forbesie takie określenie, że ludzie, którzy tworzą firmy społeczne to są niemalże pozytywiści XXI wieku.

K: Super.

M: I coś w tym jest, dlatego że firma społeczna jest firmą, która realizuje cele finansowe, bo o tym nie możemy zapominać, ale ważniejszym w tym momencie jest cel społeczny. Zakłamywałabym obraz, gdybym powiedziała, że tylko cele spoełczne, bowiem, jeżeli nie inwestujemy w przychód, zysk, pieniądze, wówczas nie możemy realizować wizji społecznych. Dlatego ta równowaga i ta ważność zarówno sfery finansowej, biznesowej ze sferą społeczną, jest tu naprawdę istotna. Czym się różni od zwykłego biznesu? Właśnie tym, że firmy społeczne powstają dlatego, że w pierwszym tym tchnieniu, przyczyną powstania firmy jest cel społeczny, drugą: wybór niszy rynkowej, która pozwala funkcjonować takiej firmie, no i dalej realizować i misję finansową i społeczną. W Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznych, czy w Fundacji Innowacji Społecznych, gdyż takowa zajmuje się prowadzeniem naszych podmiotów finansowych czyli kawiarnii “Kuźnia” na gdańskiej Orunii, czy hotelu “So Stay” trzygwiazdkowego hotelu przy Kartuskiej, czy w lutym otwartego baru “Centrala” w Urzędzie Miasta, mamy takie hasło czy claim “Odpowiedzialni za biznes – odpowiedzialni za społeczeństwo”. Dla nas taka równowaga w tym, co robimy. I dalej, żeby wyjaśnić, bo dużo ogólników, dla nas, dla ludzi z Fundacji Innowacji Społecznej, ważnym było to, że misja społeczna wiąże się z podstawą naszej działalności, a więc z pracą, z młodymi ludźmi, którzy opuszczają pieczę zastępczą czyli placówki opiekuńcze, wychowawcze, miejsca takie, w których wychowują się przez całe życie, dlatego że nie mogą się wychować we własnej rodzinie. Potrzebowaliśmy przestrzeni, takich miejsc, gdzie młodzi ludzie mogą zdobywać kompetencje zawodowe, społeczne. Mogą się rozwijać, mogą bezpieczniej stawać się ludźmi, którzy mają bogatsze doświadczenie zawodowe i wręcz konkurować na rynku pracy. Zaczęło się to w 2007 roku, kiedy tworząc Gdańskie Domy dla Dzieci, tutaj Gdyńskie Domy dla Dzieci, bo działamy w Gdańsku, Gdyni, Trójmieście, prowadząc sześć kameralnych domów dla dzieci. W każdym mieszka czternaścioro z nich. Stworzyliśmy takie miejsca pełne ciepła, miłości, takiej odpowiedzialności za to, co stanie się z tymi dziećmi, młodymi ludźmi w przyszłości. I zobaczyliśmy, że to dorastanie w naszej przestrzeni jest dobre. Dzieci i młodzi ludzie wyrównują swoje zaległości szkolne. Ale, jak to bywa w życiu, młodzi ludzie bardzo szybko rosną, dorastają do dorosłości i zauważyliśmy, że źle sobie radzą na rynku pracy. I tu odniosę się do badań, gdyż takie badanie na zlecenie fundacji zrobiła Pracownia Badań Socjologicznych przy uniwersytecie gdańskim, że 46% badanych osób, badanie było prowadzone w 2012 roku, jest w ogóle poza rynkiem pracy, a 23% osób opuszczających placówki utrzymuje się wyłącznie z pracy dorywczej i te badania potwierdziły nasze przeczucia, że nie można czekać, trzeba tworzyć pewne programy, które będą wspierały młodych ludzi na rynku pracy.

K: Ile lat ma dziecko, które opuszcza taką placówkę?

M: Od 2012 roku nasz młody mieszkaniec w domu może pozostać do 25 roku życia, o ile uczy się. Wcześniej, czyli do tego magicznego czasu, o którym wspominałam, była taka regulacja, która nakazywała wręcz opuszczanie domu w osiemnastym roku życia. Powiem też, co jest istotne, co śledzimy bacznie. Mamy też taką tendencję, którą tutaj uchwyciliśmy w badaniach w grupie czterystu osób, badaniach ogólnopolskich, że co trzeci wychowanek placówki, domu dziecka wraca do rodziny biologicznej i wtedy naprawdę jest bardzo trudno. W naszej fundacji tendencja jest inna, co ósmy wychowanek wraca do rodziny swojej, biologicznej.

T: Ale po prostu mówiąc krótko ta rodzina, która dawała na tyle małe wsparcie lub przeszkadzała w rozwoju, że sąd zadecydował, bo to pewnie często jest, że sąd zadecydował o przyznaniu opieki domowi takiemu jak prowadzony przez was, czy tam placówce opiekuńczej, to ta osoba nie mając się dokąd udać, jeśli mogę to tak uprościć, ona wchodzi w życie dorosłe, pakuje manatki i właściwie musi sobie radzić sama. Ponieważ nie umie sobie poradzić sama, często wraca potem tam skąd wyszła, czyli prawdopodobnie cały proces ratowania przyszłości już napotkał na ogromną przeszkodę. Dobrze myślę? Czy upraszczam?

M: Bardzo dobrze to interpretujesz. Ten powrót do rodziny często jest też związany jednak z więzią. Nasi młodzi ludzie, młodzi mieszkańcy, dzieci często też obwiniają siebie za kryzys, który powstał w rodzinie. Oczywiście duża inwestycja w terapię, długotrwałą terapię, normalizowanie tych więzi, normalizowanie stosunków, to trwa. I więź jest czymś dobrym, o ile jest to więź, która wspiera dwie strony, te, które w tym procesie istnieją. Jest jednak tak, że to poczucie konieczności naprawienia tej sytuacji, ta odpowiedzialność za tą sytuację, powoduje, że część młodych ludzi właśnie dalej trafia do domów, w których nadal trwa kryzys. No i losy są różne.

T: Czasem się udaje…

M: Czasem się udaje, jak w życiu, co sprzyja też, że mamy w naszej fundacji, w domach Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, domach dla dzieci tą mniejszą tendencję powrotu do rodzin, dlatego że właśnie ten proces traktujemy całościowo, wspieramy na wyjściu czyli to jest tak, dajemy schronienie, wychowanie, dobre warunki. Zaznaczę też, że w naszych domach to nie jest instytucja, to nie jest nic podane na tacy. Młodzi ludzie muszą też prowadzić ten dom razem z wychowawcami, co oznacza gotowanie, pranie…

T: Obowiązki…

M: Obowiązki.Wyobrażacie sobie czternaście osób, które no w sposób przypadkowy ze sobą mieszkają, nie z wyboru. To nie jest wybór partnerki, partnera życiowego i razem układamy swój los. To jest czternaście żyć, osobowości, które ze sobą mieszka, które w takim wsparciu wychowawcy, mentora ten ład i mir domowy prowadzi, więc to już jest wyzwanie. Ale muszę państwu powiedzieć, wszystkim, którzy słuchają, że młodzi ludzie którzy już tak z perspektywy wychodzą z naszych domów, gdzie to sprzątanie, układanie, gotowanie, obowiązki, bo nie mogę lecieć na randkę zanim czegoś nie zrobię, dlatego że akurat mi to wypadło, bo się do tego zobowiązałem, ugniata i boli, ale po wyjściu z domów, kiedy już żyją na własny rachunek, oceniają to dobrze i bardzo pozytywnie. Twierdzą, że są przygotowani bardziej niż ci wychowankowie, ci ludzie, którzy żyli w instytucjach, gdzie wszystko było podane na tacy. Sami oceniają to, że, jeżeli coś jest podane na tacy i gotowe, nie przygotowuje, że to wtedy wkrada się myślenie, że inni są odpowiedzialni za mój los.

T: Jeszcze z tym moim upraszczaniem, tak troszeczkę słuchając twoich wypowiedzi, ja myślę, że słuchacze jednak chcieliby usłyszeć od ciebie to i wydaje mi się, że to często jest bariera zrozumienia projektów takich jak ten, który prowadzisz. Co ma wspólnego dom rodzinny, czternastoosobowy, w którym są osoby, który z różnych przyczyn, ale decyzją sądu zostały do takiej…mówisz, że to jest dom, mimo wszystko w prawie jest to placówka, w której właśnie przebywają dłuższy czas, chodzą do szkoły, mają jakieś relacje i tak dalej, co ma z tym wspólnego trzygwiazdkowy hotel, kawiarnia w Oruni, czy bufet w Urzędzie Miejskim? Ja wiem, ale moim zdaniem słuchacze nie do końca rozumieją na czym polega synergia trzygwiazdkowego hotelu z tym, co się dzieje w tym całym procesie. Wręcz trzygwiazdkowy hotel kojarzy się już z pewnym rodzajem luksusu i chyba nie każdy rozumie co tu właściwie w tym procesie wychowawczym zachodzi i po co właściwie taka inwestycja. Jakbyś mogła przybliżyć, bo to moim zdaniem będzie bardzo interesujące dla tych, którzy tego słuchają, że nie do końca ludzie to łapią, bo ja sam widzę, ile razy to tłumaczę, jak wiele zdań muszę poświęcić na wytłumaczenie tej w sumie prostej idei, która…Najlepiej to zrobisz ty.

M: Nie wiem, czy najlepiej, ale dlatego zaczęłam o domach dla dzieci, o wychowaniu w nim dzieci, które nie mogą wychować się w rodzinie, dlatego że to jest absolutnie początek i geneza naszego myślenia o mądrym wprowadzaniu młodych ludzi w dorosłość. Stąd najpierw wychowanie, najpierw to mądre podejście, to nie wyręczanie, to tworzenie już takiego pierwszego rytu, że to ja jestem odpowiedzialny za swój los, za moje otoczenie, po to aby zbudować w młodych ludziach, dzieciach taką odpowiedzialność i wręcz postawę, która niestety poprzez i tu muszę powiedzieć, poprzez międzypokoleniowy przekaz została przerwana, bo gdy większość dzieci wychowujących się w rodzinach, gdzie nie ma kryzysu, widzą rodziców wychodzących do domu, widzą ich troski, słyszą rozmowy o szefach, mniej lubianych, bardziej lubianych, tworzą już sobie pewien wizerunek, pewne wyobrażenie tej pracy. My musimy tą postawę odbudować, to patrzenie odbudować. Stąd jest ten moment ważny, gdzie z tego wychowania w domach przechodzimy do firm społecznych, w których to życie zawodowe realizowane jest nie na sucho, nie w jakiś warunkach wirtualnych, nie na pogadankach podczas zajęć lekcyjnych, ale w realu. Więc te firmy, o których powiedziałeś, które są tutaj w Gdańsku i myślę, które są bardzo dobrym też promocyjnym dla Gdańska są projektami, bowiem już coraz więcej osób też z innych miast przyjeżdża do nas i pyta: No dobrze, ale jak utworzyliście ten hotel, jak stworzyliście kawiarnię… To my cały czas mówimy: Tak, my jesteśmy w Gdańsku, jesteśmy z tego dumni. Ma to głębszy sens. Nie jest to firma stworzona dla osiągnięcia zysku, aczkolwiek zysk jest ważny. Jeszcze raz powtórzę, jak nie ma zysku, nie ma pieniędzy, nie można realizować działania społecznego.

W naszych firmach zatrudniamy młodych ludzi, którzy opuszczają domy dla dzieci.

W naszych firmach dajemy praktyki, staże, miejsca przygotowania zawodowego dla bardzo młodych ludzi, często piętnasto-, szesnastolatkowie to są nasi pracownicy, stażyści, praktykanci. Co to powoduje i dlaczego dalej jest to tak ważne, że ten projekt jest związany z miejscami, o których zaczęłam opowiadać?

Robi nam się taka kultura organizacyjna w tych domach dla dzieci, że, gdy młodzi, nastoletni ludzie wracają do domów z pracy, mówią o tej pracy, więc młodzi ludzie, ci mniejsi już pytają: “A kiedy mogę pracować? Fajnie. W tym dniu u mojego kolegi wydarzyło się to i to.” Ich to obchodzi. Jest to element życia rodziny. Rodzice wychodzą do pracy, wracają do dzieci. Tutaj starsi koledzy przynoszą swoje pieniądze, przekłada się to na ich prywatny biznes, na ich poczucie…

T: Na ich poczucie wartości i dorosłości…

M: …finansowej. Powiem tak, bardzo ważny znowu moment, bo w moim pierwszym myśleniu wydawało mi się, że to będzie bardzo ważne, jeśli ci młodzi ludzie będą osiągać te pieniądze, bo w naszych domach kieszonkowe to jest między trzydzieści a pięćdziesiąt złotych na cały miesiąc. Pięćdziesiąt złotych to jest, proszę uwierzyć, bardzo górna granica i rzadko osiągana. Oczywiście te pieniądze regulowane są ustawowo.

Młodzi ludzie przychodząc z pracy, z różnych zespołów pracowniczych mówią nie tylko o pieniądzach. Mówią o grupie, o zespole, o odpowiedzialności, o kompetencji, o umiejętnościach. I to jest to. To jest naprawdę dobry kierunek do tego, abyśmy my jako organizatorzy tej pieczy zastępczej myśleli o sobie, o tym, że dobrze wykonaliśmy zadanie, bo przygotowaliśmy ludzi do tego, żeby oni sobie radzili w dorosłości w sposób samodzielny, już bez naszego wsparcia.

K: Teraz rozumiem tę ideę pozytywistycznego podejścia do wychowania, że tutaj właśnie warto patrzeć na to jako, że tym elementem wspomagającym ten proces jest nauka już od takiego dziecka odpowiedzialności, to po pierwsze, ale też odpowiedzialności za pracę, za to, co robię, wiary we własne siły…

T: Bo też przekazywanie modelu pewnego, w którym dość szybko ci pozostali wychowankowie, którzy jeszcze są młodsi, widzą, że mogą… że po pierwsze, na czym polega zarabianie pieniędzy, wychodzenie do pracy regularne, że nie można zaspać, że nie można nie pójść i tak dalej. A z drugiej strony rozumiem, że do tego potrzeba stworzenia specyficznego miejsca, bo na przykład nie jest tak łatwo znaleźć na rynku normalnych… znaczy dużo miejsc pracy dla nich, żeby te praktyki móc odbyć. Jak to jest? Kiedyś w jakimś wywiadzie nawet  niedawno, które się ukazały, bowiem zostałaś nagrodzona w konkursie kobiet biznesu, jak to było sukces pisany szminką. Prawda?

M: No dobrze, to trochę o tym powiem. Biznes pisany szminką taki prestiżowy w Polsce konkurs dla kobiet biznesu. Ja się bardzo cieszę, że także od dwóch lat jest kategoria w tym konkursie: działalność społeczna, tylko działalność społeczna osadzona oczywiście w biznesie, stąd działania gdańskie naszej fundacji, Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, zostały dostrzeżone. Myślę, że jeszcze chciałabym powrócić na chwilę do tego, jakie te firmy są, czy konieczne było stworzenie takich specjalnych firm.

T: Ja o tym wspomniałem, dlatego że pada tam zdanie, że tego typu miejscu trzeba się przyzwyczaić, że nowy pracownik natłucze dużo więcej szklanek, szkła niż przeciętny pracownik, nowy pracownik przychodzący do pracy w restauracji. Ja rozumiem, że to pewnie był narysowany przykład, ale rozumiem, o co chodzi, że po prostu wykształcenie młodego człowieka na wykwalifikowanego pracownika to zawsze jest koszt. Ale…

M: Czego oczekują pracodawcy? Czego oczekują pracodawcy na twardym rynku? Potrzebują ludzi kompetentnych, przygotowanych do zawodu, chętnych pracować. Prawda? My mamy ludzi chętnych do pracy i to jest to długotrwałe, długoletnie działanie w domach dla dzieci. Ale, żeby zwiększyć konkurencyjność naszych młodych ludzi, dajemy im tą szansę, dajemy im doświadczenie i tą pewność w zawodzie, że, jak już idą na otwarty rynek pracy, to naprawdę mogą sobą coś reprezentować. Ale to jest tak, że my nie mamy tylko monopolu, my w Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej mamy osiemdziesięcioro czworo wychowanków, z czego jeszcze otwieramy się na pozostałą młodzież, która opuszcza pieczę zastępczą. Działamy naprawdę dwutorowo, z jednej strony we własnych firmach, ale też z pracodawcami. I teraz dlaczego we własnych firmach? To znowu trochę wrócę do genezy tworzenia firm społecznych, bo pierwsza to z tej misji, wychowankowie, potrzeba doszkalania, wzmacniania ich kompetencji, ale też, jak zauważycie, w drugim okresie programowania Unii Europejskiej, kiedy mówiliśmy o pieniądzach z Unii mówiło się bardzo dużo o promocji ekonomii społecznej i w pewnych kręgach wszyscy mówili o tym, że to trzeba promować, także trzeba nagłaśniać. A ja pytam: ale co? (T: A przykładów niewiele) Żeby coś promować, nagłaśniać to trzeba to po prostu zrobić. I w każdym z tych miejsc: kawiarnia na Oruni, hotel przy Kartuskiej, bar Centrala przy Nowych Ogrodach, tam nie znajdziecie państwo kapitału z Unii Europejskiej w formie pieniędzy na inwestycje, wyposażenie, cokolwiek. Nie skorzystaliśmy ze złotówki unijnej, dlatego że tych pieniędzy nie było i nadal nie ma. Zapewne ważnym było to, że skorzystaliśmy w którymś tam momencie naszego stawania się przedsiębiorcami z doświadczeń i edukacji, którą czerpaliśmy od doradców. Ale chyba ta złość, że ciągle się o tym mówi, że przecież trzeba coś zrobić, była tą mocną podstawą, aby coś utworzyć.

K: Siłą napędową.

M: Siłą.

T: Wracamy z powrotem do wątku, który zaczęliśmy już naście minut temu, ale myślę, że fajnie byłoby go dokończyć. Czyli tak: celem powstania takich przedsiębiorstw społecznych to jest po pierwsze zarabianie na ważne cele społeczne, akurat fundacja ma pewne cele, fundacja zakłada tego typu firmę, hotel po to, żeby zarobić na to, co robi dobrego dla społeczeństwa. Być może powstaje na przykład spółdzielnia, której celem będzie to, żeby godnie żyli członkowie spółdzielni. Bodajże jest w Sopocie, na Monciaku lokal gastronomiczny, knajpa, zresztą bardzo sympatyczna, która jest w ten sposób prowadzona…

M: Przez artystów.

T:…że jest wielu…artyści założyli swoją spółdzielnię i zasadniczo ich celem jest to, żeby zasadniczo oni godnie żyli, mieli stałe bądź czasowe dochody, które pozwalają mieć jakąś pracę, bardziej stabilną niż od czasu do czasu aktywność artystyczną. To jest dla mnie jasne, myślę, że dla słuchaczy też. Ale rozumiem, że wyłania się z tego w ramach działalności gospodarczej odnosi się trochę większe ryzyko, dlatego że nie jest się konkurencyjnym cenowo, że trochę więcej jest strat następuje na tym uczeniu się, że w recepcji nie może siedzieć jedna osoba, tylko musi być druga, która uczy i tak dalej i tak dalej, że ten proces jest kosztowniejszy. Trochę mniej wydolny ekonomicznie przez to, że trzeba uczyć młode osoby, które są kompletnie, patrząc za okno, zielone.

M: Startują.

T: Startują, to jest normalne. Tylko często jest tak, że takie wsparcie dostajemy w domu rodzinnym, bo nas tata uczy czegoś albo na przykład idziemy do zaprzyjaźnionego wujka do pracy na wakacje i tam się uczymy jakiś pierwszych tego typu rzeczy albo jedziemy za granicę, ale jedziemy na przykład w jakiejś tam grupie. Każdy z nas tak miał, że także się uczył jakoś tej pracy i kiedyś musiał się tego nauczyć…

M: No widzisz mówisz: każdy z nas, każdy miał…

T: Rozumiem, że to chodzi, żeby każdy z nas…

M: Właśnie chodzi o to, żeby każdy z nas miał i każdy z nas…

T: I wy to tworzycie, próbujecie odtworzyć to samo, co każdy z nas… ten okres formacji przechodził w domu rodzinnym w takiej lub innej…czy w domu, gdzie była tylko mama, tylko tata albo nie było ich albo byli oboje albo jeszcze dziadkowie, no różne są konfiguracje ludzkie. U was konkretne przypadki mają konkretne potrzeby, te potrzeby staracie się zaspokajać. Rozumiem, że to jest jakby drugi cel tego konkretnie przedsiębiorstwa społecznego.

M: Jeszcze jest trzeci.

T: Właśnie. Jaki?

M: Jeszcze jest trzeci. Mianowicie taki, że fundacje, organizacje społeczne działające w Polsce, myślę, że w Europie także, uzależnione są bardzo mocno od dotacji publicznych, a cele, które realizujemy, no przynajmniej tak jak my w Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, mamy cel bardzo jasno i krystalicznie zarysowany, są celami długofalowymi. Granty, grantodawcy mają swoje cele krótkoterminowe, czasami różne tematy są bardziej, powiem, sexi, inne mniej.A organizacja, która ma bardzo stabilną strategię nie może się w tym momencie…jakby być taka labilna. Bardzo chcieliśmy osiągnąć taki poziom, aby uniezależnić się od dotacji publicznych w realizacji celu społecznego, po to, aby być długotrwali, strategiczni i efektywni. Bowiem zmiana społeczna, aby się dokonała czy w większym wymiarze, czy w wymiarze jednostkowym, kiedy mówimy o nabywaniu tych osobistych kompetencji, ona nie trwa, nie wiem, rok, pół, kilka miesięcy, czy tak jak to zaplanował grantodawca, na przykład, że staż ma trwać trzy miesiące. A ja pytam dlaczego trzy miesiące? Może dla osoby, która wymaga trzech miesięcy, może trwać trzy miesiące. Dla kogoś innego może i trzy lata. Stąd my mamy taką swobodę do tego, aby rzeczywiście tworzyć program na miarę, szyty na miarę społecznej zmiany, uniezależniony od dotacji społecznej, w tym momencie i środków prywatnych, ale środków prywatnych przekazywanych przez firmę, bo my żyjemy ze środków prywatnych, ale ze środków prywatnych klientów, którzy decydują się u nas kupić usługę, i gdy Tomku zapytałeś mnie, czy to są jakieś specjalne firmy, czy te firmy specjalnie trzeba tworzyć. Dla klienta zewnętrznego, nie wiem, jakie było dzisiaj wasze odczucie, kiedy weszliście do foyer hotelu So Stay. Czy odczuliście, że to jest jakaś inna, specjalna firma? Dla nas pierwszym przekazem jest to, że mamy być po prostu rynkowi. Nikt nie zwalnia nas z jakości, przede wszystkim klient, który do nas przychodzi ma odebrać usługę w taki sposób jak myśmy ją obiecali. Jeżeli jesteśmy trzygwiazdkowym hotelem, wiemy, czego się spodziewać, czy mówimy o usługach, które tutaj mamy i musimy te usługi spełnić i chcemy spełnić na najwyższym poziomie. Nie dlatego ma nas wybrać klient, że nam tu pomaga, uczestniczy w jakimś ruchu, że my go zachęcamy, żeby tu zostawił pieniądze, dlatego że ma nas wesprzeć. Absolutnie nie jest to nasz kierunek komunikacji z klientem. Przede wszystkim jakość, usługa i wartością dodaną jest to, że ten nasz biznes jest po prostu biznesem z ludzką twarzą. Wybierając ten hotel, jednak inwestuje się w ten hotel, który swoje przychody, swoje zyski, swój aparat finansowy buduje w taki sposób, aby wspierać młodych ludzi, którzy wkraczają w dorosłość.

K: Czyli ty jesteś takim przedsiębiorcom można powiedzieć, prowadzisz firmę społeczną. Jaki musi mieć dodatkowe umiejętności, jakieś skillsy, które jeszcze są dodatkowo, bo rozumiem, że bizneswoman…

T: Specyficzne cechy, które są niezbędne, żeby prowadzić tego typu firmy.

K: Tak. No właśnie to jest coś takiego, że…

T: Ja wiem, że ty kilka takich masz i was jest tu więcej, was jest tu cały zespół, Piotr, który cię wspiera i różnicie się od statystycznego pracodawcy. Rozumiem też, że ta audycja może być sygnałem dla takiego pracodawcy, który również chciałby stworzyć takie miejsce pracy dla kogoś, kto dopiero wchodzi na rynek, praktyki zawodowe to może nawet zgłosić się do Fundacji i powiedzieć, że on też chętnie, gdyby ktoś chciał w jego zawodzie się kształcić to on chętnie przyjmie, rozumiem, że odeślemy w notatkach do strony internetowej. Ale kim musicie być wy jako tworzący to przedsiębiorstwo? W czym musicie być inni, co musicie mieć specyficznego w stosunku do innych?

M: Jak powiedziałeś, jest tu nas więcej. Jest Piotr, Gosia, jest naprawdę bardzo wielu liderów domów, firm, w których tu jesteśmy, w których w Gdańsku coraz bardziej słyniemy, właśnie firm społecznych, więc zespół. To jest clou, więc rzeczywiście taka mądrość i siła w zespole, bo, gdy jeden upada, drugi wstaje. Kiedy jednemu brakuje sił, drugi tą swoją siłę wtedy oddaje. Jest absolutnie…

K: Działanie zespołowe.

M: Tym, czym się od takiego klasycznego biznesu odróżniamy, to mocnym działaniem zespołowym, po pierwsze. Po drugie, gdy pytasz, pytacie o takie umiejętności to sobie myślę, że to trochę jest tak, że trzeba mieć w sobie jednak, pomimo wszystko, trochę duszy marzyciela, ale też i rzemieślnika. Czasami to jest bardzo trudne łączyć to w jednej osobie. Marzenia i to codzienne rzemiosło. Marzenia dają nam możliwość do tego, aby rzeczywiście wykreować taką wizję, która odrywa się od codzienności, która nie pozwala sięgać i chodzić po tych samych, utartych ścieżkach. Więc marzenia. Naprawdę zachęcam wszystkich do marzeń. One są dźwignią i siłą. Druga rzecz to jednak codzienna praca, czyli to rzemiosło. Dla osób, które decydują tworzyć się, nie wiem, firmy społeczne albo swoje programy wdrażać w niekonwencjonalny sposób, nie zadzieją się wielkie rzeczy bez pracy, nieprzespanych nocy, czy inwestycji codziennej nawet w siebie, w swoje umiejętności, bo jeżeli czegoś nie wiem to nikt mnie z tego nie zwalnia, że tego nie wiem. Ja muszę wiedzieć, więc to jest ta dodatkowa praca jakby nad sobą. Ponadto chyba to, co mówi o nas pan prezydent Adamowicz. On mówi elegancko namolni. Ja po prostu wyjaśnię, co tkwi w tej eleganckiej namolności.

Jakby nie odkładanie na kiedyś, na potem, tylko szukanie sojuszników, ludzi, którzy są skłonni uwierzyć i poczuć twoją siłę. Także to jest ważna, a gdy coś się staje ważne, to wtedy… Ale z drugiej strony ważne i chyba tak jak student, który tu ostatnio był, naoczne, że mówiliście, że było ważne, chcieliście to zrobić pięć lat temu, opowiadaliście o tym bardzo kwieciście, jestem po pięciu latach, jestem w tym miejscu i moje odczucie teraz przechodzi nawet to oczekiwanie, które wtedy mogłem sobie wyobrazić. Tak to się zdarzyło. To bardzo mocno uwiarygadnia .

T: Czyli podsumowując to tak: zespół, mieć marzenia, marzyć, nie bać się marzyć, posiąść rzemiosło, czyli być w tym sprawnym, czyli jeśli to wymaga prowadzenia firmy, czy hotelu, baru, czy zakładu szklarskiego to po prostu być w tym dobrym i osiągnąć pewien poziom wysoki perfekcji i czwarta rzecz to upór. Tak?

M: Upór…

T: I pokazanie naocznie, że to się da. Wierzyć w tę swoją ideę na tyle mocno, żeby ją zrealizować.

M: I taka bardzo konkretna umiejętność to…czyli w sytuacji organizacji pozarządowej. My musimy umieć organizować środki finansowe. Bo te wszystkie rzeczy się zadziały dlatego, że tutaj przyszły pieniądze i to jest niesamowite, że czasami nawet zapominamy, ludzie z działki społecznej, że potrafimy to zrobić, bo ja przez wiele miesięcy, lat myślałam, że jakoś to robimy, nie jest to aż tak sprawne i warto się czasami zatrzymać i policzyć, ile pieniędzy z różnych budżetów, powiedzmy, że taka organizacja jak Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej zainwestowała w miasto Gdańsk. Powiem o jednym przykładzie: dom sąsiedzki na Oruni. Jest to przecudowne miejsce budowane na przykładach community centers z Europy, funkcjonujące w Gdańsku już ósmy rok, też pokazujące, że można działać inaczej, nową jakością usług oddolnych społecznościach…

T: Inspiruje inne dzielnice jakby nie patrzeć.

M: Dokładnie tak i tu serce rośnie. Pieniądze zainwestowane w dom, który był…już tak naprawdę chylił się już ku upadkowi przez osiem lat razem z otoczeniem, tak rośnie napięcie, ile tych pieniędzy, prawda? Osiem lat, trzydzieści budżetów, milion dwieście trzydzieści pięć tysięcy, więc po prostu jak na jedną organizację, jak na dzielnicę, która jest albo była kiedyś, bo tego nie czujemy, peryferyjna to jest duże osiągnięcie.

T: I tu chciałem się zapytać, doszliśmy do piątej rzeczy: budżet, finanse, składne, umiejętność budowania różnych sposobów pozyskiwania tych…

M: Dywersyfikacja źródeł utrzymania, absolutnie.

T: O tym też mówił Kuba Wygnański w jednym z poprzednich podcastów, które puszczaliśmy. O tym problemie, wyzwaniu, przed którym stoją organizacje pozarządowe. Wy, jak dla mnie, jesteście modelowym przykładem, jak można te problemy pokonywać, czyli jak można to skutecznie robić, bo o ile pamiętam historię tych przedsięwzięć to tutaj łączycie i prywatnych darczyńców, filantropów i publicznych…

M: Biznes krajowy, zagraniczny…

T:…i wolontariat niektórych ludzi i życzliwość i własną pracę. A czasami bierzecie kredyt po prostu, żeby to wspomóc i czasami jeszcze na dodatek…

M: Absolutnie tak. To są ryzyka i dla ludzi, którzy nie są gotowi podejmować ryzyka, to rzeczywiście jest to niewyobrażalne, że można aż tak ryzykować.

T: Punkt szósty dodajemy do tego wszystkiego. Umiejętność ponoszenia ryzyka. Punkt…

M: Ważną…można by było mnożyć, ale naprawdę zakończymy.

T: Ok. Siedem.

M: Siedem to ładna liczba. Jest tak naprawdę też takie myślenie o tym, o wejściu w projekt i wyjściu z niego, taka strategia, prawda? Bo jeżeli pozyskujemy jakieś pieniądze i realizujemy działania w oparciu o metodę projektów to nigdy nie, tak mi się wydaje, to jest takie… z doświadczenia nie można tego robić bezrefleksyjnie, bo wiem, jaka jest strategia wyjścia z tego projektu. Czy nas interesują tylko projekty, które zrealizujemy, a one się zrealizują, zapomnimy o nich, czy rzeczywiście, które spowodują jakąś trwałą zmianę i przeniosą nas na poziom level wyżej w taki sposób, żeby dalej móc nadbudowywać. Tego bardzo mocno uczyliśmy się we współpracy z Duńczykami. Jaka jest twoja strategia wejścia w projekt? Ale co będzie dalej. Jaka jest twoja strategia wyjścia, kiedy tych pieniędzy już nie będzie. To jest, wydaje mi się, w Gdańskiej Fundacji bardzo dobrze odrobiona lekcja, dlatego że każda z inicjatyw z nas wdrożona istnieje. Mogłabym na takim wykresie, robiłam to dla siebie, przez ostatnich dziesięć lat, bowiem przygotowujemy się do obchodów dziesięciolecia, jakby pokazać, w jakim roku otwieraliśmy jaki projekt, jakiejś miejsce, a powiem też, że były takie lata, że powiedzmy dany rok obfitował w utworzenie niejednego projektu, tylko na przykład trzech i one dalej istnieją. Więc…

T: Czyli wytrzymują próbę czasu…

M: Portal społecznościowy, wszystkie domy dla dzieci, świetlice środowiskowe, przedszkola. Mogłabym tworzyć, tworzyć i mówić o miejscach, które stworzone, w kolejnym roku dalej istnieją i się rozwijają.

K: To jest realizowanie tych dużych celów, a jeżeli chodzi o te małe cele? Myśląc oczywiście nie można tutaj kategoryzować, ale chodzi mi o te dzieci. Czy macie już przykłady osób, które wyszły już z domu, które przeszły staż, już na przykład pracowały w hotelu na przykład, czy gdzieś w kawiarni i odnalazły się na rynku pracy. Czy macie takie małe radości? Czy gdzieś tam śledzicie ich losy?

M: Wspaniale, że pada to pytanie. Gdyby nie padło, oczywiście dalej bym się chwaliła sukcesami młodych ludzi. Mamy i takie przykłady, gdzie osoby, które wywodzą się z domów dla dzieci naszej fundacji, które na przykład pracowały w kawiarni Kuźnia, wspomnę Ewę Boguszewską z jej rodziną, która miała odwagę wystąpić w programie Małgorzaty Rozenek “Bitwa o dom”, wygrać ten dom w Warszawie, sprzedać ten dom w Warszawie, przeprowadzić się z powrotem do Gdańska, kupić sobie ten dom w Gdańsku, pracować i być wspaniałą rodziną, która wychowuje cudowne dwie dziewczynki.

T: Nie znałem tej historii.

M: Ooo, jeszcze jest kilka. Czy na przykład ścieżki karier. Mamy tutaj w hotelu osobę, która rozpoczęła z nami działania jako kelnerka, teraz jest zastępcą managera i nie powiedziała ostatniego Z we współpracy z nami, więc kariery managerskie. No i myślę, że chyba takim ważnym dla mnie sukcesem, takich naszych wychowanków była też rozmowa z panią Natalią Bogdan, szefowa JobHouse, gdzie wiedziałam, że przez taki staż, właśnie w tej firmie, wymarzony staż, jedna z naszych wychowanek otrzymała pracę i gdy rozmawiałyśmy o tym, gdy wymieniłam nazwisko, usłyszałam w odpowiedzi: Tak? To jest mój najbardziej zaufany pracownik. W Warszawie rozwija moją firmę, właśnie oddział warszawski. Czy można coś jeszcze powiedzieć?

K: Duma.

M: Duma.

K: Marianna, słuchaj, jesteś tutaj przedsiębiorcą. Patrzysz na te wszystkie drobiazgi. Tak jak nawet wchodziliśmy tutaj do pokoju, to oglądasz każdy kącik i dotykasz ręką po ścianie, która ma jakieś zarysowanie, więc widzę, że naprawdę jesteś oddana całym sercem tym wszystkim miejscom, które stworzyłaś. A jak ty godzisz to z życiem rodzinnym? Bo przecież masz córki, męża. Jak to wygląda w twoim życiu? Powiedz, jak sobie dajesz radę z tym?

M: Ciekawa strategia.

Mój mąż to jest mój mąż, który jest w pracy ze mną, więc jak można to godzić, bycie ze sobą non stop. Niektórzy nas pytają, jak ze sobą wytrzymujemy. Więc ta nasza wielka miłość znalazła się w pracy, rozwinęła się poprzez też wspólną wrażliwość i wspólne patrzenie na drugiego człowieka. Fundacja i to, w którym miejscu jesteśmy, jest dlatego tak zbudowana bowiem Piotr przez trzy lata zmagał się, to jest dobre słowo, zmagał się z dużą instytucją domu dziecka. Ja wówczas do Piotra przyjeżdżałam z naszym pierwszym dzieckiem, towarzyszyłam mu, zdobywałam też dużą wiedzę o tym, jak to wygląda w dużej instytucji patrząc oczami dzieci, które ze mną wtedy przebywały na korytarzach, poza domem, więc na pewno to, że połączyła nas wspólna misja, wspólna wrażliwość, wspólna pasja pracy, powoduje, że jesteśmy w stanie zrozumieć siebie, jeżeli ktoś nie kupił chleba albo w lodówce jest światło. Myślę, że teraz jest już nam troszeczkę łatwiej. Mamy trzy, dorastające córki, piętnaście, dwanaście, dziewięć. Na pewno są bardzo samodzielne, dajemy im dużą swobody, ale z drugiej strony to jest tak, jeżeli jesteśmy intensywnie w pracy, jesteśmy też intensywnie z naszymi własnymi córkami.

T: No co, można powiedzieć, że wasze przedsięwzięcia, jest ich tam więcej. Ja w niektórych uczestniczę, więc jest ich więcej.

M: Tak, tak

T: To one taką rolę mają jak kolejne dziecko, prawda? I też konkurencja trochę o ten czas, uwagę, wszystko też jest pomiędzy różnymi, tak mi się wydaje i jakoś mam wrażenie z boku, że jakoś dajesz radę. Aczkolwiek trzeba by było się zapytać członków rodziny i tych, którzy żyją z wami razem, na ile się to sprawdza. Ale to chyba tak jest, że…

M: Ja mam na to swoją teorię. Jeżeli jest się naprawdę ze swoim dzieckiem bardzo intensywnie w tym czasie, kiedy już się z nim jest, to procentuje.Bo to jest tak narawdę poważne i to się…Myślę też tak, że zrealizowana mama, zrealizowany tata zawodowo, nawet jeżeli przechodzą jakieś kryzysy, trudności, dadzą swoim dzieciom więcej niż znudzone sobą małżeństwo bez wizji, bez celów, który ich nakręca. Nasze życie jest bardzo dynamiczne. Czasami, nie wiem, myślę sobie, że tak szybko żyje, tyle jest rzeczy do zrobienia, czy ja tak szybko odejdę? Nie chcę w te nurty wchodzić, ale rzeczywiście chyba wszyscy przyspieszamy. Ale ważne jest to, czy przyspieszamy i stajemy się niewolnikami; czy przyspieszamy i czujemy się kreatorami tego, co robimy.

K: A mówiłaś o Piotrze, że on jest tutaj z tobą w pracy. Jakoś wdrażasz też swoje dziewczynki do pracy, w sensie tutaj też z wami funkcjonują?

M: Wiesz co, one są zaangażowane bardzo mocno w wolontariat, więc to jest wolontariat szkoła, wolontariat Caritas. Druga rzecz jest taka, że wszystkie są czynnymi harcerkami, zuchenkami, więc też już dziewięcioletnia Zuzia jest szóstkową, tak to się nazywa, odpowiada za swoją szóstkę. Każda z nich ma jakąś tam funkcję w harcerstwie, więc bardzo mocno angażują się w życie harcerskie, które też jest taką pewną pierwszą szkołą wrażliwości, odpowiedzialności za drugiego człowieka.

T: Duże wydarzenie ostatnich dni, nie?

M: Bardzo duże.

T: Przybył wam domownik. Domownik czy domowniczka?

M: Nie mogło być inaczej w naszym wydaniu jak tylko domowniczka.

T: No ok. Piesek.

M: Piesek, szczeniaczek. Ma osiem tygodni. Długo wzbranialiśmy się, ale dziewczynki udowodniły, że są odpowiedzialne, że to ich odpowiedzialność, ładnie dzielą między sobą, póki co odpowiedzialności. Była oczywiście duża przysięga pod rozłożystym drzewem, więc cóż mogli powiedzieć rodzice? Tylko tak.

T: Kontrakt jest podpisany.

M: Widzimy też, że wchodzimy w społeczność osób, ludzi, którzy mają psy i to jest ciekawe, nowe doświadczenie.

<Jingiel>

Miałam niedosyt bym powiedziała, że tak, że tylko te nasze firmy. Absolutnie, one są ważnym filarem, ale my nie zamykamy się wyłącznie do gastronomii i hotelarstwa. Bardzo mocno współpracujemy z biznesem, z ludźmi, którzy mają inne miejsca pracy. Na przykład ruszamy w marcu, ruszyliśmy właściwie z projektem “Pierwsza przymiarka”. Jest to projekt realizowany z firmą LPP, w której dziesięciu naszych młodych wychowanków zainteresowanych właśnie w branży odzieżowej, od wakacji rozpocznie właśnie systematyczną pracę. Póki co mamy szesnastu kandydatów, więc, jak widzicie, na dziesięć miejsc szesnastu kandydatów w wieku od siedemnastu, szesnastu lat. Jutro Wielki Piątek, a dla nas o czternastej wielkie spotkanie. Młodzież bardzo zmotywowana, ale też wiedzą, że z szesnastki zaczniemy z dziesięcioma osobami. Każde z nich przejdzie szkolenie, ale też takie szkolenie do tego, aby poruszać się na rynku pracy, to jest szkolenie, które da nam firma LPP, przejdzie profesjonalną rekrutację w sklepach Reserved i dziesięć osób znajdzie pracę.

T: No, marka globalna, która ma już sklepy poza i szyja na całym świecie, więc…

M: I mamy też taką umowę, że jeżeli ten projekt okaże się sukcesem, a przecież jest spisany na sukces, możemy implementować to do innych miast w Polsce, dalej. Niech dobro się szerzy.

T: I fajnie, że dodałaś ten punkt, bo ja chciałem się zapytać, a gdyby chcieli ludzie z innych części Polski nie tylko z Gdańska, iść waszymi śladami? Przypuśćmy, że po odsłuchaniu tego podcastu, ktoś by stwierdził: to jest właśnie to, co ja chciałbym robić w życiu, tego typu działalność prowadzić…

M: Trzeba słuchać siebie. Trzeba słuchać swoich kompetencji, tego, co w duszy gra. Ja to mówię jeszcze w kontekście młodych ludzi, więc bardzo mocno w pracy z dziećmi, z młodymi mieszkańcami naszych domów dzieci postawiliśmy na mentoring, na mentoring zawodowy czyli też szukanie tych kompetencji. To się zaczyna od zainteresowań, od tego, jak się poruszamy, co nas bardziej kręci. Zobaczcie, osoba, która, sami wiecie, co robicie teraz, czy wy to lubicie czy nie, ja swoją pracę uwielbiam, stąd jeżeli kochamy to, co robimy, jesteśmy w stanie dać więcej z siebie i dla nas jest bardzo ważne, żeby młodzi ludzie bardzo szybko też odkrywali, co jest też ich mocną stroną, co oni chcą robić w życiu.

T: Z czym często zresztą mają problem.

M: Dokładnie, więc jeżeli nawet podoświadczają wielu rzeczy, są ludzie, którzy idą gdzieś i mówią nie, to nie dla mnie, ale to jest naprawdę fantastyczna wyniesiona lekcja. Lekcja o tym, kim jestem i kim chciałbym być, takim stawaniu się. Stąd, jeżeli ktokolwiek chciałby organizować jakieś miejsce pracy, czy potrzebował tego, mowiem: ok, ale zaczynamy od tego, czy jest to zgodne z jego kompetencjami, wyobrażeniami, bo tylko ludzie silnie zmotywowani to są ludzie, którzy zgodni są ze sobą, ze swoim potencjałem wewnętrznym. Oni mogą wytrzymać więcej.

T: A czym się różni przedsiębiorca społeczny…

M: I dać więcej.

T:… od, przedsiębiorcy, czy od pracownika firmy, w której jest zależny od pracodawcy. Czym to się różni? Na co się trzeba przygotować? Co byś powiedziała takim…dając taki pakunek kilku dobrych rad na drogę. Co warto sobie najpierw sprawdzić, czy jestem na to gotów, zanim wyruszę w taką drogę?

M: Cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość.

T: To, co ja nazwałem uporem, u ciebie jest cierpliwością.

M: W tym momencie tak, bowiem, jeżeli ten proces stawania się kosztuje mnie więcej, to ja biorę za to odpowiedzialność. Bezpośredni, zwykły biznes mówi: dziękuję, szukam pracownika, który jest bardziej wydajny. Ja wiem, że tą wydajność osiągnę, ale muszę być cierpliwa. Czasami też uporna w tym, żeby nie podjąć zbyt pochopnej decyzji.

T: Czy z twojego doświadczenia ludzie są gotowi zapłacić trochę więcej za usługę, za towar, za szarlotkę, kiedy wiedzą, że to służy szczytnym celom. Bo na pewno tak już jest w zachodniej Europie, w Stanach, że lemoniada może kosztować pół dolara więcej, jeśli to idzie na tak zwany charity albo na szczytny cel. Jak jest z tym w Polsce?

M: Ja nie jestem dobrym adresatem tego pytania. Bowiem pamiętam bardzo mocno badania sondażowe, przeprowadzone przez trójmiejską… trójmiejskie media w momencie powstawania hotelu społecznie odpowiedzialnego, jakim jest So Stay przy Kartuskiej i wiem, że słupek rtęci, czy to jest ważne, że ten projekt jest społecznie odpowiedzialny przy wyborze dla większości respondentów, absolutnie nie był, więc bardzo mocno pamiętam to i wiem, że klient do nas przyjdzie, jeżeli dostanie dobrą usługę. Czy jest w stanie zapłacić więcej, dlatego że jesteśmy społecznie odpowiedzialni, zróbmy taki sondaż, pytajmy ludzi. Jestem bardzo ciekawa takich odpowiedzi.

T: Czyli trzeba być konkurencyjnym, bardzo dobrej jakości, a jakby to, że wypijemy jakąś sprawiedliwą kawę przygotowaną w sprawiedliwym handlu, czy wydane przez nas pieniądze służą dobrym celom, to może poprawia samopoczucie, ale niekoniecznie jest tym, co decyduje. W moim przypadku ja potrafię do was na Orunię przyjechać na ciastko i kawę, żeby wydać je u was, a nie gdzieś indziej, ale też pytam się, bo nie sądzę, abym po sobie miał prawo oceniać większą liczbę ludzi.

M: Ale ja też potwierdzam, że ta cena u nas czy na Oruni, ona jest konkurencyjna, więc to nie jest droższa kawa, droższe ciastko niż w innych miejscach.

T: Zresztą niepowtarzalne miejsce. Umieścimy linka, jeśli ktoś jest spoza Gdańska lub z Gdańska i jeszcze nie był na Oruni, teraz będą wspaniałe warunki do chodzenia na spacer do Parku Oruńskiego i tuż obok parku jest kawiarnia w Starej Kuźni.

M: W najmniejszym domu podciemniowym na Żuławach, w przepięknej scenerii. Czasami tam sadzimy kwiatki zespołowo, grabimy liście.

T: Bratki.

M: Teraz są bratki.

K: Dobrze wiedzieć. Marianna, jeżeli chcielibyśmy jakoś zmierzać do końca, powiedz nam, czego możemy ci życzyć? Jakie są twoje marzenia, takie wizje, plany na przyszłość, co byś chciała widzieć, zrealizować?

M: Pierwszy odruch, więc rzeczywiście widzę te ścieżki karier, jakby zamykam oczy, widzę naszych młodych pracowników wywodzących się z domów dla dzieci, tam gdzieś, za ileś lat bardzo mocno żyjących w zgodzie ze sobą, w udanym swoim życiu, w takim dobrostanie, którzy wiedzą i będą wiedzieć, nie muszą nam o tym mówić, że rzeczywiście to, co robili tutaj z nami, przyczyniło się do tego ich sukcesu.

Kolejna taka rzecz, ja życzyłabym chyba wszystkim nam, ludziom z organizacji społecznych, abyśmy mieli prawo osadzania tych naszych pomysłów, biznesów w mniejszym ryzyku, jakie ponosimy, być może na mocniejszych nogach. Dlatego że, ja tu powiem, wszystkie nasze działania realizowane są w wynajętych budynkach, często na bardzo krótkich kontraktach. Nie mamy jeszcze takiej możliwości jak Irlandia, tam gdzie organizacja pozarządowa może kupić za przysłowiową złotówkę, czy za przysłowiowe euro tam jakiś lokal, dom, w którym może realizować swój cel społeczny. Rzeczywiście to, przez co się przebiliśmy, to możemy wynajmować lokale, w których możemy prowadzić działalność gospodarczą, bo jeszcze kilka lat temu absolutnie nie można było tego robić. Podpisywaliśmy umowy, w których mieliśmy przeznaczane dla nas lokale z klauzulą: Brak możliwości prowadzenia działalności gospodarczej. A przecież prowadzenie działalności gospodarczej, zarabianie pieniędzy po to, żeby realizować cele społeczne, uniezależniać się od dotacji publicznej, zresztą budować tak i kapitał finansowy, nie jest niczym złym.

T: Nie wiem, czy sobie zdajecie sprawę, że jesteście także taką forpocztą budowania zaufania dla tego typu rozwiązań. Oczywiście jest więcej instytucji z trzeciego sektora i zarabiają w jakiś sposób pieniądze, ale rzeczywiście to, że wy uruchomiliście tak dużo projektów i że one są trwałe i że one służą społeczności, ludziom i że to widać, że to dalej się rozwija i że to ma sens, to jest uczciwe, to moim zdaniem wpływa na ogólne pojęcie, tego jak tego typu współpraca powinna wyglądać, jak na przykład w Gdańsku wyobrażamy sobie oddawanie na przykład takich budynków jak ten, na cele takie, które ewidentnie mają zarabiać pieniądze, ale sposób, na co zarabiają, w jaki sposób zarabiają, co przy okazji się dzieje, jest absolutnie transparentny i, to moim zdaniem, jest to jakby coś, co robicie dla całego sektora.

M: To wspaniale. To wspaniale, że tak się dzieje, bowiem niejednokrotnie czujemy, że jesteśmy pionierami. Jeszcze dwa lata temu tak naprawdę nie było to oczywiste dla Komisji Przeciwdziałania Problemom Alkoholowym, że organizacja społeczna, pracująca z młodymi ludźmi, może mieć koncesję. Zdobywanie naszej koncesji trwało pół roku, jeżeli w zwykłych warunkach biznesowych ten proces administracyjny trwa maksymalnie dwa, trzy tygodnie. Więc wówczas, żeby nie upaść i nie myśleć, że to już wszystko nie ma sensu, myśleliśmy o tym: Tak, rzeczywiście jesteśmy innowacyjni, bo instytucje, które decydują o tak ważnych, ale też prostych rzeczach, mają problem. Więc wiem też, że kolejna… też się na nas uczą. Kolejna koncesja w kolejnym naszym punkcie nie trwała już tak długo. Trwała dwa, trzy tygodnie.

T: Czy to przedsiębiorstwo społeczne, coś jeszcze?

M: Tak. Zawiesiłam głos, bowiem to pytanie o te marzenia. Tak jak przed chwileczką powiedziałam o tych karierach młodych ludzi, to jest absolutny fundament, to też zależy mi na takim przekuwaniu myślenia, że społeczny równa się jakościowy. Mamy często w sektorze z tym problem. Jeżeli ktoś mówi: Aaa, działania organizacji społecznej, wiadomo jacyś ludzie bardzo mocno zmotywowani, ale niekoniecznie…

T: Pospolite ruszenie.

M: Pospolite ruszenie, wszyscy zajmują się wszystkim. Nawet sami ludzie z biznesu potrafią…

K: Słabej jakości.

M: Tak…potrafią powiedzieć, że, jeżeli przychodzi firma, agencja reklamowa, jesteśmy w stanie jej zapłacić więcej, bo ona zrobi to profesjonalnie. Jeżeli przychodzi organizacja pozarządowa, zapłacimy mniej, gdyż nie spodziewamy się takiej stopy zwrotu. I ja mówię: Nie, to niesprawiedliwe. Może to też jest lekcja dla nas, dla sektora, aby rzeczywiście projekty, które tworzymy, tworzyć absolutnie nastawione na jakość. My w Gdańskiej Fundacji, w Fundacji Innowacji Społecznej mówimy, że nikt nas z jakości, z codziennej przekuwania ten naszej pracy, rzeczywiście w jakościowe działanie, nie zwalnia. To jest absolutne number one, żeby nasz klient zewnętrzny był zadowolony, ale zauważcie, staramy się bardziej, jest nam trudniej, gdyż nasz klient wewnętrzny również musi być zadowolony.

T: To co by wam się jeszcze przydało, żebyście mogli podnosić stale jakość działania tej części komercyjnej, czy tej przedsiębiorczości, którą prowadzicie w ramach fundacji, w ramach waszych różnych działań?

M: To wszystko zależy od nas, bo nic nas nie zwalnia z pracy. Nie powiem, że pieniądze zewnętrzne, które będą nam rekompensowały tą droższą, wypracowaną kawę, tą droższą usługę, bo wówczas minęlibyśmy się jakby z samą konstrukcją tego biznesu, który postawiliśmy. My postawiliśmy sobie cel: tak, mamy utrzymać się z przychodu, który tutaj wypracujemy. Mamy realizować programy edukacyjne z przychodu, który tutaj osiągniemy. Myślę to, co by nam pomogło, to większa rzeczywiście współpraca z biznesem, aby móc w oparciu o wzajemną dyskusję, o wzajemne szkolenia, o przepływ wiedzy, informacji, takiego zdobywania know-how od ludzi, którzy zawsze są w tej branży, no korzystać, ale czy to nie jest już zaburzanie równowagi? Dzielenie się.

T: Moim zdaniem nie, bo na przykład w krajach anglosaskich, przynajmniej tam, gdzie ja miałem okazję trochę zobaczyć, jak to funkcjonuje, to ludzie, którzy odnoszą sukces, firmy, które odnoszą sukces, no nie ma takiego wielkiego strachu przed dzieleniem się doświadczeniem i wiedzą i know-how, nawet jeśli to dotyczy konkurencji, co często sprawia, że oczywiście nie podadzą jakiś danych, które mogą służyć w rynkowej wojnie, ale dzielą się doświadczeniami również dlatego, że są w ten sposób atrakcyjni dla innych, przyszłych pracowników.

M: To ja absolutnie zachęcam do dzielenia się naszą oczywiście hipotetyczną konkurencję, branżę gastronomiczną, branżę hotelarską do tego, aby się z nami dzielić doświadczeniem swoim zdobytym, nabywanym przez lata działalności. My dopiero zaczynamy, ale jesteśmy bardzo, bardzo otwarci.

T: Czyli też taki projekt, który akurat Paweł Buczyński z Fundacji Gdańskiej rozpoczął i zamierzamy go dalej kontynuować, czyli cykl spotkań, w których jest możliwość podnoszenia wiedzy, kwalifikacji osób z sektoru… NGOs, a które dotyczą na przykład projektów, marketingu, kosztów i różnych takich rzeczy, które są potrzebne przy budowaniu własnego przedsiębiorstwa, własnej przedsiębiorczości, to rozumie, że to jest…

M: To jest ten trend. Tylko że znowu nie kosztów wszystkich firm, ale na przykład kosztów konkretnej linii gastronomicznej, czy konkretnego segmentu działalności, w której jesteśmy, bo szkolenie nieuszyte na miarę jest po prostu no oczywiście tak bardzo atrakcyjne, ale, jeżeli mogę tu mieć jakieś oczekiwania od tego projektu, to super,fantastycznie zadziałoby się, gdyby to były rzeczywiście szkolenia, które dostarczałyby wiedzy sensu stricte bardzo mocno sprecyzowanej i branżowej.

T: Ok. Jakaś wskazówka w każdym razie na przyszłość. No dobrze. To co, kończymy, chyba że ktoś z naszej trójki ma jeszcze coś ważnego…

M: Trudno mi się z wami rozstać. Widzę takie roześmiane twarze, zaciekawione oczy. Dziękuję za tę rozmowę.

K: Marianna, dziękujemy ci bardzo. Życzymy ci tego wszystkiego, o czym powiedziałaś i trzymamy za was kciuki, bo liczymy, że pokażecie innym, że można realizować swoje marzenia, mieć model biznesowy i pomagać innym.

T: Ja przede wszystkim trzymam kciuki za trwałość tych projektów oraz za przyszłą dorosłość tych wszystkich, których wprowadzacie w tą dorosłość i żeby oni potrafili na tym fundamencie, który im dajecie zbudować coś fajnego, coś trwałego, ciekawego, co pod koniec życia będą oceniali jako udane. Jeśli to się uda, to jest chyba to, po co cała ta konstrukcja powstała.

M: Dokładnie tak. Bardzo dziękuję za te życzenia i zapraszam na Gościnną 10, do kawiarni Kuźnia, najmniejszego domu podcieniowego na Żuławach. Zapraszam na Kartuską 18, do restauracji So Eat, oczywiście osoby, które nie są z Gdańska, a zamierzają przejeżdżać przez Gdańsk, zatrzymać się w Gdańsku do skorzystania z naszej oferty noclegowej, jak też na lunch, pyszny lunch, od poniedziałku do piątku przy ulicy Nowe Ogrody.

T: Macie dobre oceny na Bookingu z tego, co widziałem, także…

M: To są nasze małe zwycięstwa. 9,1 na Bookingu.

T: Więc jak najbardziej zapraszajcie, a zwłaszcza dla tych, dla których nie jest obojętne, na co idą pieniądze, to jeśli już macie je wydać na hotel w Gdańsku, to czemu nie tutaj? Zwłaszcza, że on jest bardzo ładny w środku i kameralny. Designu sporo można tu zobaczyć i bardzo sympatycznych ludzi w recepcji, na korytarzu. Także zapraszamy i bardzo polecamy wszystkie te instytucje, o których tutaj mówiliśmy, projekty i jeśli Mariannie przyjdzie jeszcze do głowy, że jakieś źródła mogłyby poszerzyć waszą wiedzę na ten temat, to będą podlinkowane w notatce do podcastu, więc sięgnijcie tam i doczytajcie.

K: Dziękujemy bardzo.

T: Dziękujemy.

M: Dziękujemy.

 

Scroll to top